Artur
ZAKONNIK - WYROK

IV
„Nie bądź mądrym we własnych oczach, Boga się bój, zła unikaj…”
Księga Przysłów
Od ostatniego posiedzenia trybunału minęło dokładnie siedem dni.
Siedem długich deszczowych dni podczas których Amelia i Beniamin poddawani byli mentalnym torturom. Do ciemnych i wilgotnych lochów dostarczano im tylko wodę, nie podając nawet garstki strawy. Siedzieli tak, każde z osobna tracąc rachubę czasu. Nie było dnia ani nocy tylko ciemność oraz szczury, do których nawet Amelia zdołała się jakoś przyzwyczaić.
Z czasem nawet poczęła wołać je po imieniu i rozmawiać z nimi by zabić czas stojący
w miejscu. Robiła wszystko by nie postradać zmysłów. Beniamin nie mógł znieść myśli, że siostra cierpi podobnie jak on, była krucha, delikatna i tak panicznie bała się ciemności,
a świadomość jej cierpień rozbijała go jeszcze bardziej.
Oboje modlili się żarliwie myśląc o sobie wzajemnie. Amelia cieszyła się w duchu, że matka
i ojciec nie dożyli tej chwili, że nie są świadkami czasu hańby i upokorzenia jakie spotkało ich rodzinę.
Może lepiej się przyznać, prosić o wybaczenie, włożyć wór pokutny i oddać majątek, ale ocalić życie i siebie nawzajem?
Wiele takich myśli krążyło w ich głowach i wiele pytań na które nie znali odpowiedzi.
Przecież wszystkie oskarżenia zdawały się być niedorzecznością i fantazją, jak koszmarny sen który kiedyś musi sie skończyć. Ale to nie był sen.
Amelia w ciemności próbowała przypomnieć sobie postać mnicha, który w trakcie procesu przyglądał jej się z uwagą. Jak to się stało, że był kimś tak ważnym w tak młodym wieku? Tego nie wiedziała, ale czuła w głębi serca, że ten dominikanin ich nie potępia i mógłby im pomóc. Na swój sposób zaczęła za nim tęsknić i czekać na moment gdy znowu zobaczy jego spokojne, ciepłe oblicze i życzliwe spojrzenie.
Dni przemijały w ciemnej samotności, wewnętrzne rozterki krzyczały w głowach obojga, płacz mieszał się z gorzkim śmiechem, a ciała coraz częściej omdlewały z wycieńczenia.
Wilgoć, ziąb oraz brak światła i pożywienia mogą skruszyć najbardziej zatwardziałego grzesznika. Taki był plan Wielkiego Inkwizytora, plan niejednokrotnie sprawdzony
w praktyce, który nigdy go nie zawiódł.
V
„One cię strzegą przed złą kobietą, przed obcą, choć język ma gładki: jej wdzięków niech serce twoje nie pragnie, powiekami jej nie daj się złowić”
Księga Przysłów
Mikołaj już nazajutrz po pierwszej rozprawie nie mogąc znaleźć sobie miejsca i ciągle myśląc o dziewczynie postanowił poszukać sposobności by choć odrobinę zmniejszyć jej cierpienia.
Udał się więc do swojego mistrza by prosić o miłosierdzie, i pozwolenie na dostarczenie do lochów choć suchego chleba. Stary zakonnik był jednak nieugięty:
- Pamiętaj synu, miłosierdzie boże jest dla wszystkich którzy okażą skruchę, zatwardziałym grzesznikom pozostaje bicz i ogień nieugaszony.
I tak codziennie uczeń prosił nauczyciela o łaskę, a ten trwał nie ugiąwszy się pod ciężarem żadnej z jego próśb, odpowiadając na każdą z nich mądrymi naukami i teologicznymi wywodami.
Młody zakonnik myślał o dziewczynie bez przerwy, nawet podczas modlitwy przed oczami pojawiał się jej obraz. Powoli stawała się jego obsesją. Najgorsze jednak przychodziło nocą, gdy tylko zamykał powieki do snu, ona pojawiała się naga ukazując jędrne piersi, smukłą talię i niezaspokojone łono. Wędrował wtedy rękoma do swojego przyrodzenia, pieścił je, marząc o słodkim alabastrowym ciele dziewczyny, wybuchał wtedy ogniem pożądania
i zalewał się falą rozkoszy której nie doświadczył nigdy wcześniej.
Jakże tęsknił teraz za tamtym życiem, za spokojem klasztornego rytmu płynącego w doskonałej harmonii z otaczającą przyrodą i cyklem liturgicznego kalendarza.
Coraz częściej i coraz mocniej fascynowały go nieodkryte dotąd lądy ludzkiej egzystencji.
Nagle okazało się, że poza absolutną i szczerą miłością do Boga Ojca, Jezusa Chrystusa, Najświętszej Maryi Panny istnieje coś jeszcze…
Miłość do kobiety, która wypełniła jego serce tak bardzo, że rozum począł odmawiać posłuszeństwa.
Miłość do istoty, która w swojej fizis miała wszelkie przymioty mogące dać szczęście
i spełnienie tutaj, teraz, a nie po śmierci w innym życiu. Jego wzburzona krew nie pozwalała zapomnieć o białogłowie, której postać całkowicie opanowała jego ciało i zawładnęła jego umysłem.
Zawsze po takim spełnieniu wyskakiwał jak oparzony z pościeli, obmywał swoje grzeszne ciało z resztek nasienia i do świtu klęcząc przed krucyfiksem odmawiał przebłagalne modlitwy. Żałował tego co robił, ale co wieczór to pragnienie było silniejsze od niego. Zastanawiał się czy dziewczyna nie była faktycznie opętana przez diabła, który co noc przychodził teraz do niego.
Powinien wyspowiadać się swojemu mentorowi, lecz wstyd i strach nie pozwalały mu wyrzucić z siebie tego grzechu. Nie wiedział wtedy jeszcze czy jest do szaleństwa zakochany, czy zły duch opętał jego duszę wystawiając ją na największą do tej pory próbę. O tym jednak miał się przekonać niebawem...
VI
„W sądzeniu unikajcie stronniczości, wysłuchujcie małego i wielkiego, nie lękajcie się nikogo, gdyż jest to sąd Boży. Gdyby wam sprawa wydawała się za trudna, mnie ją przedstawcie, abym ją wysłuchał.”
Księga Powtórzonego Prawa
Druga rozprawa rozpoczęła się w ogromnej sali z kołowrotem podwieszonym w najwyższym punkcie sklepienia.
Był późny wieczór i jak zwykle w podziemiach było zimno i wilgotno. W przeciwieństwie do pierwszego przesłuchania, tego dnia nie było żadnych świadków i osób postronnych.
Mikołaj z posępną miną przygotowywał się do widowiska, które zawsze przyprawiało go
o mdłości. Inkwizytor w czterokątnym berecie i czarnej sutannie z ogromnym złotym krucyfiksem na piersiach wydawał się być zupełnie spokojny. Prokurator wymieniał jeszcze ostatnie uwagi z przygotowanym do ciężkiej pracy katem, a adwokat z zamkniętymi oczyma pogrążył się we własnych myślach. Jego rola w całym procesie była czysto iluzoryczna,
i polegała w zasadzie tylko na obserwacji oraz sprawianiu wrażenia, że proces jest przeprowadzany w zgodzie z obowiązującymi kanonami.
Mnich w takich chwilach wydawał się zupełnie nieobecny, pogrążony we własnych myślach lub przebłagalnej modlitwie, tylko tak mógł pomóc swoim owieczkom. Tomaso Paolo Morani zwrócił się do Przeora i zawołał wypuszczając z ust kłęby pary:
- Kołyska Judasza gotowa eminencjo! Peregryn skinął delikatnie głową, zmarszczył nieco czoła by nadać tej chwili odpowiedniej oprawy i rozpoczął kolejna rozprawę…
Do sali wprowadzono oskarżonych, na widok których Mikołajowi zamarło serce. Wyglądali koszmarnie, ich szare twarze zdradzały nie tylko ogromny strach, ale i skrajne wycieńczenie. Widok umęczonej Amelii spowodował u młodego zakonnika tak wielkie wzruszenie, że niemal nie potrafił zastrugać przygotowanego wcześniej pióra.
Z tych bolesnych momentów do rzeczywistości przywróciły go szorstkie słowa prokuratora.
- Druga rozprawa na wniosek Wielkiego Inkwizytora Peregryna z Opola, Inkwizytora papieskiego Wrocławia i Śląska et cetera, et cetera, odbywa się w sali tortur.
Co poświadczamy wpisem do księgi protokołu. Mikołaj co rusz zanurzał pióro w kałamarzu z inkaustem, ale nie wiadomo czy z powodu zimna, czy wielkiego przejęcia pisanie przychodziło mu z ogromnym trudem.
Nie mogąc opanować drżenia rąk, w duchu odmawiał modlitwy i starał się skupić na czekającym go zadaniu. Niestety opłakany wygląd umęczonej głodową torturą dziewczyny przyprawił go o mdłości i niemal zapłakał nad jej losem. Ostatkiem sił opanował wewnętrzny spazm, odetchnął głęboko i wrócił do swojego zadania.
- Na początek dajemy oskarżonym jeszcze jedną szansę kierując się miłosierdziem jakie nakazuje Pan Nasz Jezus Chrystus i zapytamy... Czy przyznajecie się do herezji, kultu demona oraz wszystkich innych niecnych występków jakie wam się zarzuca ? Notariusz w duchu modlił się by młodzieniec się przyznał i zaoszczędził wszystkim tego co miało niechybnie nastąpić. Mógł się ukoić, przyjąć pokutę i uniknąć tortur. Jego odpowiedź pozbawiła jednak Mikołaja ostatnich złudzeń i nadziei. - Wasza Miłość, myśmy niczego złego nie uczynili, dlaczego mamy przyznawać się do rzeczy o jakie się nas oskarża, a które nie były i nie są naszym udziałem.
Przeczytaliśmy księgę, ale nie wzięliśmy tych uczonych tekstów do serca, a tym bardziej nie szerzyliśmy nauk w niej zawartych. Jesteśmy dobrymi chrześcijanami. Beniamin w myślach żałował nawet, że oboje z siostrą odebrali gruntowne wykształcenie i biegle w mowie i piśmie władali łaciną i greką. Tak bardzo ukochane nauki i księgi, miały teraz stać się ich przekleństwem. - Zamilcz ! - krzyczał prokurator, a jego głos odbijał się echem od potężnych, ponurych, wilgotnych murów. Spojrzał wymownie w kierunku Inkwizytora, ten zaś, jak to miał w zwyczaju, delikatnym skinieniem dał przyzwolenie iż można zaczynać. Dwóch strażników wniosło do sali drewnianą piramidę wielkości człowieka, ustawioną na trzech nogach i zakończoną twardym wygładzonym szpicem.Kat zaś chwyciwszy za sznur uniósł więźnia wysoko nad ziemię, tak, by strażnicy mogli wepchnąć piramidę dokładnie pod niego. Amelia przerażona zamknęła oczy i cicho szlochała. Jeden ze strażników nasmarował drewniany szpikulec świńskim sadłem, drugi zaś dał znak katu by opuszczał skazańca. Mikołaj modlił się w duchu, adwokat odwrócił wzrok, a prokurator z sobie tylko znaną, niemal zwierzęcą satysfakcją nakazał rozpoczęcie tortury z zainteresowaniem czekając na jej efekty. Peregryn stał nieporuszony zachowując kamienną twarz jakby pozbawiony był ludzkich uczuć.
W tym momencie młodemu zakonnikowi przez głowę przemknęła myśl, że kompletnie nie zna swojego mistrza. Strażnik brutalnie złapał więźnia za uda i nakierował jego opuszczane ciało tak, by szpikulec znalazł się na wprost wejścia do odbytu. Rozpoczęto torturę. Gdy bezwładne ciało zaczęło pochłaniać natłuszczony szpikulec, pierwsza strużka krwi pojawiła się na udach ofiary. Beniamin poczuł, jak jego ciało dosłownie rozrywane jest od środka, ogień bólu powoli acz systematycznie rozchodził się po wszystkich członkach umęczonego ciała by dotrzeć do mózgu. Tutaj nastąpił wybuch i kiedy pożar cierpienia rozlał się dosłownie do środka i na zewnątrz, kiedy w zimnym wilgotnym i zatęchłym powietrzu podziemnej komnaty każdy mógł poczuć słodkawy zapach krwi oraz odór fekalii i rozrywanych ludzkich wnętrzności wydał z siebie przeraźliwy, niemal metafizyczny bolesny krzyk.
Mikołaj odruchowo zatkał uszy zalewając zeznania atramentem z przewróconego kałamarza, jego ciałem targnęły mdłości, Amelia zaś nie mogąc znieść już dłużej tego widoku oraz świadomości jak bardzo cierpi jej ukochany brat krzyczała jak opętana. - Tak ! Przyznajemy się, jesteśmy heretykami, powiedz im Beniaminie, powiedz im to co chcą usłyszeć, a przestaną nas upokarzać ! Błagam cię braciszku przyznaj się, tylko niech oni przestaną cię krzywdzić ! Ta scena zupełnie rozdarła serce Mikołaja, od tej chwili nie miał już wątpliwości, że osoba która tak okrutnie doświadczona woli zginąć niż dopuścić do tego by ukochany brat cierpiał katusze nie może być opętana przez diabła. W głowie kłębiło się mnóstwo myśli, przypominał sobie uczone księgi i nauki Jezusa, targały nim sprzeczne uczucia: wiara, Bóg, Kościół, mistrz, zwykli ludzie oskarżani o herezję, komu wierzyć, komu zaufać ?
Czy Chrystus potrafiłby tak postąpić z drugim człowiekiem ? Czy Chrystus pragnął by w ten sposób głoszono jego chwałę ? Przecież On nie uznawał przemocy !
Spojrzał w stronę swojego mentora z dziką niemal złością.
Wiedział, że ten stary człowiek oszukał go i dał mu złudne poczucie bożej sprawiedliwości, sprawiedliwości dla wybranych. Zawirowało mu w głowie i pośród kakofonii dźwięków, krzyków, skrzypienia łańcucha oraz słów prokuratora stracił świadomość. Gdy się ocknął ujrzał nad sobą twarz przeora. - Mikołaju, nic ci nie jest ? Czyżbyś był chory mój synu ? - To nic ojcze, już mi lepiej, zbyt wiele ostatnio czytam po nocach i brak mi spoczynku, już dobrze.
W międzyczasie również Beniamin przyznał się do winy i po sprowadzeniu medyka, zamknięto rodzeństwo w jednym lochu dając świeżą strawę i wodę.
Kościół oficjalnie zarekwirował ich majątek, a skazanym pozostało tylko czekać na wyrok
i jego wykonanie podczas Autodafe, na którym to mieli publicznie okazać swą skruchę i chęć powrotu na łono Kościoła.
Wiedzieli dobrze, że mimo wszystko czeka ich stos. Gra o życie została skończona i tylko cud mógł ich ocalić...