Artur
TAM I Z POWROTEM - 1

„Kochać to także umieć się rozstać. Umieć pozwolić komuś odejść, nawet jeśli darzy się go wielkim uczuciem. Miłość jest zaprzeczeniem egoizmu, zaborczości, jest skierowaniem się ku drugiej osobie, jest pragnieniem przede wszystkim jej szczęścia, czasem wbrew własnemu.”
Vincent van Gogh
***
Bywa, że człowiek robi pewne rzeczy wbrew zdrowemu rozsądkowi, wbrew opinii innych i na przekór obowiązującym konwenansom oraz normom. Tak właśnie było w przypadku mojego przyjaciela. Znaliśmy się od piaskownicy i wydawało mi się, że wiem o nim wszystko, tymczasem…
Pewnego jesiennego popołudnia siedziałem we francuskiej restauracji, w mieście powszechnie uznanym za duże, którego nazwa jest w tej historii kompletnie nieistotna. Istotne jest to, że moją uwagę całkowicie zajmowały fenomenalne mule, które pochłaniałem wraz z ziołową bagietką popijając wybornym Chianti. Kątem oka obserwowałem uwijających się kelnerów i piejących z zachwytu gości, gdy przy jednym z bogato nakrytych stołów zauważyłem znajomą postać.
Kobieta miała lat około trzydziestu, długie blond włosy spływające swobodnie na ramiona, oczy niebieskie i błyszczące, usta zmysłowe, policzki fenomenalnie symetryczne
oraz lekko zadarty nos o modelowym kształcie. Wszystko to ubrane w lekki acz bardzo gustowny makijaż podkreślający dokładnie to, co podkreślić należy.
Siedziała w towarzystwie mężczyzny, którego twarzy nie mogłem zobaczyć, bo siedział odwrócony do mnie plecami. Nie wiem czy byli parą zakochanych, być może załatwiali tylko jakieś interesy, w każdym razie widok kobiety wytrącił moje zmysły z rozkosznego stanu kulinarnej euforii, przywołując niechciane obrazy sprzed kilku lat.
Mimo wzbierającej we mnie niechęci, wspomnieniami począłem wracać do tamtych wydarzeń. Pociągnąłem solidny łyk wina, poprosiłem kelnera o jeszcze jeden kieliszek
i pogrążyłem się w rozmyślaniach…
***
Przyjęcie weselne trwało w najlepsze gdy do sali jednej z najlepszych restauracji
w okolicy weszła kompletnie pijana szesnastolatka z jointem w ręku. Zapach marihuany spokojnie roznosił się wokół jej osoby otulając niewidzialną chmurką nieznośnej ekstrawagancji. Rzecz jasna nikt specjalnie nie zwracał na dziewczynę uwagi, zważywszy na fakt, że zabawa była przednia, trunki wyborne, a zespół muzyczny - znakomity. Skoczne przeboje rozkręcały zabawę do najwyższych obrotów. Nikt poza jej rodzicami...
-Jak Ty wyglądasz gówniaro? Mówiłem ci w domu, że jeśli zaczniesz rozrabiać to zrobię
z tobą porządek. To wesele twojej siostry, a ty zachowujesz się jak szmata. Popatrz na siebie!
-No tak, oczywiście tylko ona się liczy, tylko ona jest najważniejsza, ukochana córeczka tatusia i mamuni.
Dziewczyna była wyraźnie pobudzona i absolutnie nie miała zamiaru zastosować się do próśb matki i ojca.
-Zamknij się, idź do domu, jutro porozmawiamy jak będziesz trzeźwa - ojciec był coraz bardziej poirytowany sytuacją, a matka rozrzucała głupkowate uśmiechy starając się trzymać fason i zapewniać gości, że nic specjalnego się nie dzieje, to taka normalna, codzienna rodzinna sprzeczka.
-Nigdzie nie idę, mam zamiar właśnie dzisiaj super się bawić!
Nastolatka właśnie miała zamiar wyrwać się na parkiet, gdy zirytowany mężczyzna złapał ją za włosy i wyprowadzając z sali kilka razy uderzył w twarz wyraźnie nie panując nad sobą.
-Ja ci potańczę gówniaro, już dość krwi napsułaś całej naszej rodzinie, nie pozwolę ci zepsuć wesela twojej siostry.
Bił coraz mocniej kompletnie nie panując nad własnymi emocjami, na twarzy dziewczyny pojawiła się krew.
-Wujku, wujku! Opanuj się, przecież zrobisz jej krzywdę!
W całą sytuację wtrącił się kuzyn dziewczyny, który odrzucając niedopalonego papierosa zasłonił ją przed dalszymi ciosami wzburzonego mężczyzny.
-Widzisz Tomaszu? Popatrz, ta dziewucha spierdoli całą imprezę, zobacz jak ta lafirynda wygląda przecież jest kompletnie zalana i naćpana, ubrała się jak zdzira spod latarni!
-Wujku, wracaj do gości, ja się nią zajmę, odprowadzę do domu i położę spać.
-Nie ma mowy, jesteś naszym gościem i nie będziesz zajmował się tą, tą…
-Nie ma problemu wujku, i tak miałem iść zmienić koszulę, więc zajmę się przy okazji imprezowiczką, to pewnie nie potrwa długo, pewnie szybko zaśnie.
- Mógłbyś? Zobacz co ona wyprawia, robi nam wstyd przed wszystkimi gośćmi.
Tomasz wziął dziewczynę pod rękę i poprowadził w stronę domu.
-Ale się nawaliłam i ujarałam Tomuś, udała ci się kuzynka co nie?
-Lepiej nic nie mów tylko skup się, bo zaraz będziemy leżeć oboje w rowie.
-Wiesz co kuzynie, ja bym się jeszcze napiła, a ty?
-Pewnie… tylko ty będziesz piła już co najwyżej herbatę moja droga.
-Kurde aleś ty zasadniczy phii…
Odprowadził ją do domu, pomógł się rozebrać i cierpliwie odczekał swoje pod łazienką
w której dziewczyna starała się dojść do siebie dzięki zimnemu prysznicowi i dwóm seansom zwracania wszystkiego co przyjęła w ciągu dnia.
-Żyjesz?
-Tak, już wychodzę.
Wyglądała teraz znacznie lepiej.
-Zrobiłem herbatę, chodź napijesz się, a potem do łóżka, chyba dasz sobie radę, ja wracam na przyjęcie.
-Zostań proszę… póki nie zasnę, nie chcę być sama…
Jej twarz zaczęła nabierać dziwnego koloru, a rozcięta warga wyraźnie spuchła.
-Co, ojciec ma ciężką rękę?
Tomasz uśmiechnął się szczerze
-No chodź, kładź się, posiedzę przy tobie póki nie zaśniesz.
Jak się okazało sen nie miał nadejść szybko. Nastolatka zaczęła zwierzać się starszemu kuzynowi ze wszystkiego co nękało ją od wielu miesięcy. Mimo, że dzieliła ich dość spora różnica wieku Tomasz potrafił słuchać cierpliwie tego co chciała z siebie wyrzucić. Nie znała nikogo takiego, jej rówieśnicy byli zbyt zapatrzeni w siebie, rzekome przyjaciółki sprzedawały jej problemy robiąc z nich newsy dnia na portalach społecznościowych.
W tej małej mieścinie wszyscy wiedzieli wszystko lepiej od samych zainteresowanych.
Nie ufała tutaj nikomu, Tomek był kimś z innego świata, kimś, przed kim mogła otworzyć zbolałą duszę.
Rodzice kompletnie jej nie rozumieli, karcili ją i bili prawie za wszystko, w każdym zdaniu porównując do starszej siostry, która skończyła studia, miała dobrą pracę i znalazła przyzwoitego, a co najważniejsze dobrze sytuowanego męża. Ciągle słyszała Joanna to, Joanna tamto, i buntowała się coraz bardziej zostając z czasem zakałą rodziny.
W pewnym momencie już nikt nie interesował się zagubioną nastolatką, która nie radziła sobie z własnymi problemami. Niestety brak zrozumienia i tolerancji wśród najbliższych popchnął ją w ramiona człowieka, który był kompletnym nieporozumieniem.
Facet wykorzystał ją perfidnie, namówił do ucieczki z domu, a potem porzucił jak bezpańskiego szczeniaka.
Spirala nienawiści w domu sięgnęła zenitu, miasteczko huczało od plotek. Ojciec wyzywał ją od najgorszych topiąc frustrację w alkoholu, matka popłakiwała ukradkiem, modląc się na różańcu, ale nikomu nie wpadł do głowy pomysł, by zamiast krzyczeć po prostu z nią porozmawiać. Dziewczyna coraz bardziej staczała się na dno, by w końcu targnąć się na własne życie…
To było na kilka tygodni przed weselem, lekarze odratowali ją płukaniem żołądka, więc fizycznie czuła się już całkiem nieźle, ale jej stan emocjonalny mimo terapii i spotkań z psychologiem nadal był bardzo niestabilny.
Tomasz słuchał opowiadania kuzynki ze zdumieniem, nie mógł uwierzyć, że to wszystko działo się w jego rodzinie… Spotykał się z wujostwem dwa bądź trzy razy w roku, ale jak się teraz przekonał takie tematy są zwykle skrywane gdzieś głęboko, w podziemiach domowych tajemnic, i raczej nie porusza się ich podczas kurtuazyjnych wizyt.
Agnieszka, bo tak miała na imię, zasnęła trzymając Tomasza za rękę, pierwszy raz od niepamiętnych czasów jej sen był spokojny, a oddech miarowy. On patrzył na nią głaszcząc po głowie i zastanawiając się ile musiała przejść mimo swoich zaledwie kilkunastu lat.
Postanowił coś zrobić…
***
Siedziałem zatopiony we wspomnieniach. Wino było wyborne, opróżniłem już prawie całą butelkę, ukradkiem obserwując kobietę, gdy kelner podał zamówioną wcześniej cielęcą potrawkę pachnącą tymiankiem. Danie wyglądało na doskonałe, glazurowana marchewka
i złota polenta śmiały się do mnie z talerza, ale jakoś straciłem apetyt.
Gdy ją poznałem miała szesnaście lat i w niczym nie przypominała tej pięknej kobiety w którą, zamiast we własny talerz, wlepiałem teraz swoje ślepia. Do naszego miasta przywiózł ją Tomasz, mówiąc coś, że będzie przez jakiś czas jego podopieczną, bąknął coś, że po prostu musiała zmienić klimat, ale nic ponadto. Z pewnością mój przyjaciel był dobrym człowiekiem, idealistą można by rzec, czasem śmiałem się z niego, że nie nadaje się do dzisiejszych czasów, że powinien latać w zbroi z mieczem w dłoni i wyzwalać uwięzione księżniczki.
Tak czy inaczej jego charakter nie pomagał ani w życiu prywatnym, ani w stosunkach biznesowych. Ufał wszystkim wokół… Zbyt ufał…
Nie raz się o to sprzeczaliśmy, starałem się mu tłumaczyć, że ludzie go wykorzystują, że nie powinien być taki ufny, że sprowadza na siebie kłopoty, a on? Powtarzał tylko z uśmiechem - pamiętaj przyjacielu, karma wraca.
W każym razie wiem jedno, na pewno nie zasłużył sobie na to wszystko co spotkało go w ostatnich miesiącach. Z tego też powodu, miałem do kobiety tam siedzącej tak wiele żalu. Jednak czy ona była czemukolwiek winna? Nie chciałem być być sędzią w tej sprawie, czułem tylko wielki smutek, spoglądając na nią, spokojną, uśmiechniętą…
Zastanawiałem się czy już zapomniała o tym co wydarzyło się niemal trzy lata temu.
Po pierwszym kęsie cielęciny, w ustach poczułem rozkosz i paletę smaków która na moment zawładnęła wszystkimi moimi zmysłami i oddaliła chwilowo złe wspomnienia
Tomasz też uwielbiał dobrą kuchnię…
***
Wesele trwało kolejny dzień, Tomasz wykorzystał ten czas by przy butelczynie weselnej gorzałki od serca porozmawiać z wujkiem i zaproponować rozwiązanie na które wpadł poprzedniej nocy po rozmowie z kuzynką.
-Słuchaj wujku, są wakacje, chciałbym zabrać młodą do siebie na miesiąc, albo nawet do końca wakacji… Dziewczyna kisi się w tej dziurze, nigdzie nie wyjeżdża i zmiana klimatu na pewno dobrze jej zrobi.
-No nie wiem chłopie... Po co kłaść ci na głowę taki kłopot, widziałeś, że dziewuszysko potrafi narobić fermentu, nie mogę cię obarczać Tomku, ale dziękuję za dobre chęci.
Niech się wujek nie martwi, dam sobie z nią radę, Aga zaopiekuje się bliźniaczkami, pomoże Patrycji w domu, no niech się wuj zgodzi, pobyt nad morzem jeszcze nikomu nie zaszkodził.
-Dobrze, tylko obiecaj mi jedno – jeden jej wybryk i dzwonisz po mnie, a ja od razu po nią przyjeżdżam i zabieram do domu.
-Stoi!
-Dzięki chłopcze, uwierz mi to dla nas bardzo wiele znaczy.
-Nie ma sprawy, rodzina musi trzymać się razem, zdrówko wujku!
Umowa została przypieczętowana odpowiednią ilościa alkoholu, a Agnieszka na wieść
o wyjeździe rzuciła się Tomaszowi na szyję, ściskając go jakby zabierał ją co najmniej do Monte Carlo.
-Tylko wiesz młoda damo, ustalimy pewne zasady i będziemy ich przestrzegać okej…?
-Nie ma problemu kochany, masz to jak w banku!
Jeszcze raz rzuciła mu się na szyję i ucałowała. Patrycja kątem oka przyglądała się całej scenie z dziwnym grymasem na twarzy.
Miesiąc wakacji minął jak to zwykle bywa bardzo szybko, dziewczyna nie sprawiała żadnych problemów, no może poza popalaniem papierosów na tarasie, które w końcu na prośbę Tomasza też postanowiła rzucić. Pomagała żonie kuzyna w domu i ogrodzie, zajmowała się dziećmi, Patrycja z irytacją starała się odciągać ją od tych prac tłumacząc, że przyjechała tutaj na wakacje, a nie pracować jako domowa pomoc, tak naprawdę jednak chodziło jej o coś zupełnie innego, przyglądała się kuzynostwu z wyraźną zawiścią gdy wieczorami siadali przy kominku oglądając filmy, słuchając muzyki albo rozmawiając do późnych godzin.
Od blisko dwóch lat Tomasz nie zagościł w ich wspólnej małżeńskiej sypialni. Doskonale zdawała sobie sprawę, że nie była wobec niego w porządku wikłając się w romans o którym Tomasz ciągle nie miał pojęcia. Wciąż odrzucała jego starania by się do niej zbliżyć, odtrącała go długo, była wręcz wrogo nastawiona. W końcu osiągnęła swój cel, Tomek przestał zabiegać, wziął swoją pościel i na stałe stał się rezydentem kanapy w salonie.
Teraz czuła jednak jakąś irracjonalną zawiść i złość na Agnieszkę, bo mimo że ją lubiła, nie mogła znieść tego jak traktuje jej męża.
-Cholera przecież ta gówniara zawróciła ci w głowie - po raz kolejny któregoś ranka postanowiła dokuczyć mężowi.
-Kobieto, co ty opowiadasz to jest moja kuzynka, jest dla mnie jak siostra poza tym ona jest jeszcze dzieckiem ma szesnaście lat.
-I co z tego, zobacz jak na ciebie patrzy…
-Daj spokój, proszę cię, skończmy tę rozmowę bo ona do niczego nie prowadzi, poza tym Aga za tydzień wyjeżdża, więc nie będziesz musiała już jej oglądać. A swoją drogą mogłabyś dołączyć czasem do nas, a nie wychodzić co wieczór Bóg wie gdzie.
-Co gdzie? Jeżdżę na rowerze albo biegam, dobrze wiesz... Poza tym po treningu czuję się zdecydowanie lepiej!
-Okej, okej, nie było tematu – próbował ją pocałować, ale jak zawsze zastosowała błyskawiczny, przez lata wyćwiczony unik.
Agnieszka tymczasem zmieniała się diametralnie, nabrała dystansu do siebie, była spokojna, zaczęła planować podczas wspólnych rozmów z kuzynem swoją najbliższą przyszłość.
Widać zmiana miejsca i pobyt w przyjaznym środowisku dobrze jej robił. Bliźniaczki uwielbiały młodą ciotkę, a ona robiła wszystko by uśmiech nie znikał z ich twarzy.
Jednak czym bliżej końca wakacji, tym dziewczyna stawała się coraz bardziej spięta i posępna.
-Co jest młoda? Chcesz pogadać, może pójdziemy na plażę - Tomasz podejrzewał jakie są przyczyny gorszego samopoczucia dziewczyny, ale martwił się czy może jednak nie usłyszała którejś z rozmów jakie prowadził z Patrycją.
-Możemy się przyjść, spoko.
Siedzieli na ciepłym piasku w milczeniu przyglądając się spienionym grzywom fal i słońcu, które powoli schodziło do linii horyzontu świecąc intensywną czerwoną poświatą.
-Co jest Księżniczko? Wiesz przecież, że musisz wracać, ale obiecuję ci co najmniej jeden telefon dziennie no i może kilka maili - Tomasz starał się wprowadzić trochę radosnego tonu do ich milczącej wymiany myśli.
-No i będę cię odwiedzał jak tylko obowiązki pozwolą obiecuję!
-Tomasz … czy mogę zadać ci niedyskretne pytanie?
-Wal śmiało, w końcu tyle niedyskretnych pytań ile ja zadałem tobie w ostatnich tygodniach obligują mnie chyba do odpowiedzi na jedno twoje, nie sadzisz?
-Dlaczego nie śpicie z Patrycją w jednej sypialni? Przecież cała rodzina twierdzi, że jesteście wzorowym małżeństwem?
Mężczyznę w tym momencie zatkało. Wstał z ziemi, odszedł kilka kroków wlepiając nieobecny wzrok w zachodzące słońce. Nie potrafił znaleźć logicznego wytłumaczenia by odpowiedzieć nastolatce na to pytanie. Jakiś czas temu Patrycja zaczęła unikać kontaktów fizycznych, ciagle wynajdując różne, czasem zupełnie nieprawdopodobne wymówki. Tomasz przez długi czas starał się rozmawiać z żoną, dbał o nastrój, walczył z jej oziębłością jednak po kolejnym odrzuceniu i upokorzeniu postanowił spać na kanapie i większość czasu spędzał
w pracowni. Wiele razy starał się powrócić do dawnych relacji, jednak jej oziębłość była coraz bardziej frustrująca, więc poddał się na dobre.
Tłumaczył sam sobie jej stan traumą po ciężkich porodach oraz zmęczeniem natłokiem obowiązków i opieką nad dziećmi, których Patrycja nie chciała, a po zajściu w ciążę miała do Tomasza olbrzymie pretensje. Bał się wtedy by istoty które mają przyjść na świat były całe
i zdrowe. Zbyt wiele nasłuchał się historii o niechcianych pociechach, które rodziły się kalekie, niejako za karę za niechęć rodziców. Na szczęście bliźniaczki przyszły na świat zdrowe i dumny tata kochał je bezgranicznie.
Siedzieli w ciszy, ona oparta na jego ramieniu kątem oka widziała spływające po jego policzku łzy. Morze spowił mrok, a on ciągle myślał jak bardzo tęskni za swoją ukochaną żoną, za pocałunkami, za czułością którą kiedyś obdarowywali się na każdym kroku…
-Odpowiesz na moje pytanie? – ciszę postanowiła przerwać Agnieszka.
-W zasadzie kochana to nie wiem co mam ci powiedzieć, od jakiegoś czasu Patrycja jakby nie potrzebowała mężczyzny, wiesz o co chodzi?
-Stary, mam szesnaście lat i wiem co do czego i tak dalej, i wiem, że bliźniaczek nie znalazłeś w kapuście…
-No więc rozumiesz .
-No właśnie nic nie rozumiem? Dlaczego ona nie chce się z tobą kochać? Może ona kogoś ma? Po co wychodzi co wieczór pobiegać?
-Przestań! Lepiej już nic nie mów, bo powiesz za dużo…
-No tak, co głupia smarkula może o tym wiedzieć?
-Ja tego nie powiedziałem!
-Przepraszam, ale jej nie rozumiem!
Siedzieli tak jeszcze długi czas połączeni jakąś niezwykłą więzią. Tomasz zastanawiał się czy wymiana zdań szesnastoletniej dziewczyny i ponad trzydziestoletniego faceta ma
w ogóle jakiś sens. Uznał, że skoro są rodziną to faktycznie powinno to być normalne.
Teraz trzymali się za ręce i również jego dopadł jakiś dziwny, nostalgiczny smutek na myśl, że za kilka dni Agnieszki już tutaj nie będzie.
cdn.