Artur
"NADZIEJA UMIERA OSTATNIA"
Zaktualizowano: 27 mar 2020

1.POWRÓT PO LATACH
Tymoteusz powoli schodził po stopniach samolotu, jego twarz oblał pierwszy promień ostrego porannego słońca. Nałożył na nos markowe okulary przeciwsłoneczne i zaczerpnął łapczywie haust rześkiego powietrza. Polskiego, domowego - swojskiego powietrza.
- Nareszcie w domu – z tą myślą ruszył w stronę terminalu.
Wrócił po trzech latach, kontrakt w Londynie dobiegł końca i mimo propozycji na jego przedłużenie postanowił wrócić do siebie. Miał dość życia w ciągłym biegu. Mimo doskonałej pozycji i świetnych zarobków czegoś jednak mu brakowało. Niebawem miał skończyć 30 lat i poza pieniędzmi niczego w życiu nie osiągnął. Był zupełnie sam.
Rodzice umarli jeszcze przed jego wyjazdem zostawiając w spadku wspaniałe mieszkanie w centrum miasta, w którym nigdy nie potrafił tak naprawdę zamieszkać. W końcu po latach dojrzał by wrócić w rodzinne puste ściany i tchnąć w nie nowe życie. W głowie układał swój plan na najbliższe dni gdy zadzwonił telefon.
- Cześć Tymek, już jesteś ? Szykujemy dla ciebie niezłe powitanie, zejdzie się cała nasza paczka – w słuchawce usłyszał ciepły głos przyjaciela, którego ton zdawał się nie przyjmować w ogóle możliwości sprzeciwu.
- Michał prosiłem cię żebyś niczego nie organizował, przecież nie wracam z wojny.
- Stary nie było cię trzy długie lata jeśli myślisz, że telefony czy rozmowy na skypie wszystko załatwiają to się mylisz, wszyscy się za tobą stęsknili, więc nie rób problemu i widzimy się o dziewiątej w „Awangardzie” okej ? - A swoją drogą dlaczego przez ten czas ani raz nie byłeś w Polsce ? Bo chyba miałeś jakieś urlopy ? Nieważne do zobaczenia wieczorem.
Połączenie zostało zerwane, Tymoteusz, nawet gdyby mocno chciał nie mógł już nic powiedzieć. Pozostało mu pogodzić się z faktem, że dzisiejszy wieczór spędzi w gronie starych znajomych, których nie widział od lat. Niestety osoby na której zależało mu najbardziej na tej imprezie na pewno nie będzie. Siedząc w taksówce w drodze na dworzec kolejowy zaczął mimowolnie wspominać wydarzenia sprzed jego wyjazdu, przed oczyma pojawił się obraz Weroniki, którą tak bardzo kochał i z którą miał zamiar dzielić życie przez długie lata.
Byli ze sobą od zawsze, pamiętał jej warkoczyki jeszcze z czasów piaskownicy, potem wspólna szkoła średnia i blisko trzy lata związku „na poważnie”, wtedy w ich życiu pojawił się facet, który zburzył wszystko na czym najbardziej mu zależało.
Miał żal do Wiki i całego świata, szczególnie zaś do gościa, który pojawiając się znikąd odebrał mu miłość jego życia.
Pociąg wlókł się niemiłosiernie, Tymoteusz miał wrażenie jakby cofnął się w czasie do lat swojego dzieciństwa, niestety polska kolej nie zrobiła znaczących postępów od czasu gdy wyjechał, uśmiechnął się do siebie i mruknął pod nosem
- Hm, no cóż przyjdzie przywyknąć…
Łatwo było myśleć w ten sposób, zważywszy na fakt, że za kilka dni odbierał u dilera wcześniej zamówiony samochód. Wyciągnął się na fotelu w pustym przedziale i uświadomił sobie, że w zasadzie wszystko zaczyna się od nowa, jakby dzisiaj był dzień jego kolejnych narodzin.
2.MROKI STRACHU
Kobieta leżała kompletnie bezwładnie spoglądając w sufit szpitalnej sali oczyma wypełnionymi łzami. Nie miała nawet sił by poruszyć ręką. Trwała w tym stanie od kilku dni, od momentu w którym z ust lekarza usłyszała wyrok.
-Doktorze, pacjentka lat 26, powiększona śledziona i węzły chłonne, podejrzenie chłoniaka, prawdopodobnie w postaci nieziarnicznej, prowadzimy przygotowania do zabiegu, ale dziewczyna kompletnie nie współpracuje. Jest totalnie załamana, od kilku dni nie chce przyjmować pokarmów i nie odzywa się do nikogo. Podajemy kroplówki, a pani psycholog robi co może.
- Czy pani mnie słyszy? Proszę pani…
Słyszała, ale nie miała siły by wydusić z siebie choć jedno słowo, nie miała motywacji do podjęcia walki, od wewnątrz pożerał ją paniczny strach, który zniewalał wszystkie komórki i tkanki jej chorego ciała, w głowie zaś kołatała jedyna myśl:
- Ile mi jeszcze zostało ?
Mijały długie sekundy przechodzące w minuty by stawać się tymi samymi pustymi godzinami wypełnionymi tylko nieznośnym strachem. Dlaczego to wszystko spotyka właśnie ją ? Dlaczego związała się z facetem który już w kilka dni po ślubie okazał się uzależnionym od alkoholu tyranem.
W zasadzie każdy dzień jej życia podszyty był niepewnością, bólem i strachem, ale to było jednak coś innego. Kiedy zaszła w ciążę miała nadzieję, że wszystko się zmieni, że on w końcu dorośnie do roli męża i ojca. Niestety, było tylko troszkę lepiej i w konsekwencji straciła kolejną istotę, którą kochała bezgranicznie. Dlaczego wtedy, gdy tak bardzo chciała odejść
z własnym dzieckiem Bóg nie wysłuchał jej modlitw i zostawił ją w tym piekle, dlaczego wcześniej pozwoliła się uwieść mężczyźnie, którego kompletnie nie znała.
Takich pytań zadawała sobie teraz tysiące, miała czas, a odpowiedzi nie przychodziły, odpowiedzi po prostu nie było. Nawet gdy obok łóżka siadali bliscy i przyjaciele nie potrafiła wrócić do życia, słowa otuchy zdawały się wyświechtanymi frazesami, których słuchanie przyprawiało ją o mdłości.
Była sam na sam ze strachem i czasem, który jej pozostał…
3. OD NOWA
Od blisko dwóch tygodni Tymoteusz mieszkał kątem u ciotki, ganiając między nową pracą, biurem projektowym i własnym mieszkaniem w którym właśnie toczyła się ostra walka z tynkami, tapetami i glazurą. Wszystko było jak chciał, ekipa pracowała solidnie, a efekty
z każdym dniem coraz bardziej cieszyły jego oczy.
- Jednak coś się w tym kraju zmieniło na lepsze – mruczał pod nosem patrząc na czterech fachowców uwijających się z robotą, podczas gdy piwo które im przyniósł czekało spokojnie w lodówce na fajrant.
Był umówiony jeszcze na spotkanie z nowym klientem, i w salonie meblowym, by wybrać kolor olbrzymiej kanapy która miała stanąć w salonie wraz z potężnym telewizorem, wymarzonym sprzętem audio i solidną kolekcją ulubionych płyt. Cieszył się, że dzięki własnej ciężkiej pracy mógł sobie na wiele pozwolić.
Chciał jeszcze wybrać kilka obrazów pasujących do wnętrza, ale nie bardzo wiedział do kogo zwrócić się o pomoc. Nie był wielkim znawcą sztuki, ot po prostu lubił rzeczy ładne i oryginalne.
Gdyby mógł zadzwonić do Wiki… Nie, po co rozdrapywać stare rany, przecież miał wielu znajomych, a wśród nich znalazło sie jeszcze kilka osób po ASP.
Wieczorami wracał zmęczony do domu ciotki, zjadał kolację w towarzystwie starszej damy
i zasypiał z książką albo w połowie jakiegoś nudnego filmu.
- Tymoteuszku , dziecko drogie nie musisz przecież tak gonić, może powinieneś pomyśleć o jakiejś porządnej kobiecie, która zajmie się tobą mój chłopcze.
Takie rozmowy prawie codziennie toczyły się podczas śniadań w uroczym towarzystwie ciotki, która już nieco go męczyła, więc z każdym dniem odliczał czas jaki pozostał do końca remontu, ciotka Otylia była cudowną kobietą, niestety, zbyt mocno chciała zastąpić mu nieżyjącą matkę.
- Oczywiście proszę cioci, ma ciocia rację, ale kobieta mojego życia wybrała już innego, przecież ciocia wie.
- Co ty pleciesz, nie ona jedna na świecie mój chłopcze. Tego kwiatu jest pół światu !
- Oczywiście droga ciociu, oczywiście, obiecuję, że jak tylko skończę remont zajmę się tymi sprawami.
I tak codziennie rano, zanim zdążył uciec do pracy.
4. KOSZMARNE SNY
Obudziła się w środku nocy słysząc miarową pracę medycznej aparatury.
Z koszmarnego snu znów wyrwał ją własny krzyk.
Pielęgniarka gładziła jej spocone czoło jednocześnie aplikując do kroplówki dawkę środka przeciwbólowego. Nie miała pojęcia od jakiego czasu lawirowała pomiędzy życiem i śmiercią, czy było to kilka tygodni, czy może miesięcy, w sumie nie miało to dla niej znaczenia.
Nic nie miało znaczenia. Od kilku nocy we śnie wracał do niej, chciał ją objąć, przytulić, ale za każdym razem odwracała się uciekając by nie dać mu szansy na zbliżenie. Chciała by wziął ją w ramiona, ale bała się, że stanie się coś strasznego, coś co przeczuwała i czego nie potrafiła nazwać.
Gdy tak biegła uciekając przed nim wpadała na swojego pijanego męża który jak zawsze zaciskał pięść by ją uderzyć – wtedy budziła się z krzykiem.
Czuła się koszmarnie, chemioterapia potęgowała złe samopoczucie, nie zaglądała w lustro
i nie pozwalała odwiedzać się nikomu poza własną matką. Miała kiedyś wielu znajomych,
ale związek z tyranem spowodował, że zamknęła się we własnym niedostępnym świecie.
Świecie strachu i upokorzenia. Jedynej przyjaciółki też nie pozwoliła do siebie wpuszczać
nie chcąc by oglądała ją w takim stanie.
Lekarze byli bezsilni, kompletnie się poddała, ona po prostu nie chciała żyć.
- Musi pani coś zrobić, musi pani na nią wpłynąć żeby chciała podąć walkę, inaczej nie damy rady, nie mamy szans pokonać choroby bez jej woli przetrwania.
Matka kobiety słyszała to codziennie, spoglądając na córkę i trzymając ją za rękę ostatkiem sił maskowała swoją własną rozpacz pocieszając i powtarzając jak mantrę że wszystko będzie dobrze. Nie wiedziała jak jej pomóc. Czasem zjawiał się mąż, który pomiędzy jednym
a drugim seansem alkoholowym wpadał do niej na kilka chwil pytając zwykle na koniec czy matka nie zostawiła jej jakichś pieniędzy.
Nawet nie potrafiła go znienawidzić, zastanawiała się tylko co stało się z facetem który kilka lat temu zawrócił jej w głowie tak, że zraniła człowieka z którym zawsze była szczęśliwa. Każda z jego krótkich wizyt doprowadzała ją do łez i po każdej miała koszmarne sny.
Coraz częściej przywoływała we wspomnieniach postać Tymoteusza. To troszkę łagodziło ból.
Pewnego dnia niespodziewanie poprosiła o telefon i zadzwoniła do przyjaciółki.
- Moniczko, czy możesz przyjechać do szpitala ? Chciałabym cię o coś poprosić.
5.DUCHY PRZESZŁOŚCI
Wracał do domu w wieczornym szczycie, powoli przesuwając się w ulicznym korku, który ciągle skutecznie spowalniał ruch w tej części miasta.
W zasadzie korek mu nie przeszkadzał, mógł troszkę dłużej nacieszyć się nowym autem. Czarne perłowe Volvo XC 60 posuwało się do przodu delikatnie mrucząc, a on oddawał się relaksowi słuchając muzyki.
Poza tym, w pustym mieszkaniu do którego sprowadził się jakiś czas temu nikt na niego nie czekał więc w tym momencie czas kompletnie się dla niego liczył.
W pewnym momencie dość głośne riffy gitar Lynard Skynard zakłócił sygnał przychodzącego połączenia.
Na dużym piętnastocalowym wyświetlaczu pojawił się nieznany numer. Odrzucił połączenie
z myślą, że oddzwoni rano. Ktoś po drugiej stronie nie dawał jednak za wygraną.
- Tymoteusz Pilarczyk, w czym mogę pomóc ? Przybrał oficjalny ton będąc niemal pewny, że to jakiś niecierpliwy klient.
- Dzień dobry, a w zasadzie dobry wieczór panu. Dzięki Bogu nie zmienił pan numeru.
- Ale o co chodzi jeśli można wiedzieć ? Spytał uprzejmie słysząc ciepły damski głos.
Miał słabość do kobiet, tylko kompletnie nie potrafił sobie z nimi radzić. Gdy koledzy opowiadali o swoich imprezowych zdobyczach, zawsze słuchał z zazdrością i żalem, że nie ma tyle tupetu i odwagi.
Kilka razy w Londynie dał się wyciągnąć do klubu nocnego z tańczącymi dziewczynami, ale to zdecydowanie nie były jego klimaty i zawsze się upijał niemal do nieprzytomności by budzić się w południe w pustym łóżku z pełną głową dziwnego moralnego kaca.
- W czym mogę Pani pomóc?
- Panie Tymoteuszu, nazywam się Monika Wierzbicka i muszę się z panem koniecznie spotkać.
- O to bardzo miłe, zwłaszcza, że kobiety raczej nie co dzień proponują mi spotkania - starał sie utrzymać lekko żartobliwy ton rozmowy.
- No nie wiem – po drugiej stronie słychać było niepewny głos – nie wiem, czy to spotkanie będzie dla pana do końca przyjemne ?
- No, zaczynam się martwić, o co chodzi jeśli łaska ?
- Proszę się ze mną spotkać, tylko tyle, to nie jest rozmowa na telefon w żadnym wypadku.
- Ok. Może w takim razie zje pani ze mną jutro lunch, powiedzmy o 13:00 w Starym Młynie ?
- Nie, nie ma czasu musimy się spotkać dziś !
- Spokojnie. Dziś ? Obawiam się, że to wykluczone i niewykonalne. Przykro mi, jest 21:30 i padam z nóg, miałem ciężki dzień.
- Dziś ! Niech pan przyjedzie na stację benzynową przy wylocie na Warszawę wie Pan gdzie to jest ?
- Nie ma mowy, to po drugiej stronie miasta. Nie wracam się, to absolutnie wykluczone. Możemy się spotkać jutro.
- Czekam na pana za pół godziny i niech mi pan wierzy to sprawa życia i śmierci.
Odłożyła słuchawkę, a Tymoteusz pozostał z własnymi myślami.
- Co za walnięta baba, jakaś totalna wariatka ! Sprawa życia lub śmierci? To jakiś kompletny absurd.
Mówił sam do siebie, starając się jeszcze raz przeanalizować dopiero co skończoną rozmowę. Coś nie dawało mu spokoju.
- Niech to szlag. Jeszcze raz warknął pod nosem, z piskiem opon zawracając przez pas zieleni. - Co to za wariatka ?
Siedział w samochodzie pod własnym domem, nie miał sił by pójść na górę. Dochodziła druga po północy i wciąż nie potrafił otrząsnąć się z tego co usłyszał. Kobieta jego życia powoli odchodziła walcząc, a w zasadzie z tego co usłyszał poddając się ciężkiej chorobie.
Najgorsze jednak, że odmówił pomocy. W jego głowie kłębiły się różne myśli, urażona męska duma podsuwała setki wytłumaczeń. Przecież nie ma prawa wtrącać się do jej życia, nie ma prawa stawać pomiędzy nią i jej mężem jaki by nie był.
Przecież to nie on zdecydował wtedy o rozstaniu, mało tego, zrobił wszystko by zatrzymać Weronikę przy sobie. Przegrał, i przepłacił tę porażkę poważną depresją, myślał nawet by z sobą skończyć.
W końcu wyjechał na długo by zapomnieć i wyleczyć rozdarte serce.
Miał nadzieję, że w innym kraju wróci do równowagi i rozpocznie nowe szczęśliwsze życie.
Poniekąd tak właśnie się stało, ale kobiety nie znalazł, żadna nie była taka jak ona.
Tej nocy nie zmrużył oka. Przez kilka godzin ściągał z sieci wszystkie możliwe informacje na temat choroby, sprawdzał kliniki w kraju i poza jego granicami, analizował statystyki wyleczeń i sposoby terapii. Wykonał kilka telefonów za ocean.
6.STRACONY CZAS
Siedział przy szpitalnym łóżku, trzymając ją za rękę z trudem powstrzymując łzy.
Był tutaj od kilku godzin, a mieli sobie jeszcze tyle do powiedzenia. Wiktoria pierwszy raz od niepamiętnych czasów czuła się tak dobrze. Na jej twarzy, mimo bólu zagościł od dawna niewidziany uśmiech. Poczuła się zdecydowanie lepiej ze świadomością, że Tymoteusz wszystko jej wybaczył. Przecież zostawiła go odeszła wtedy i niemal sprzed ślubnego ołtarza. Łatwiej będzie teraz odejść na zawsze...
W pewnym momencie zmieszała się widząc w drzwiach sali swojego męża
i wyrywając ze strachem w oczach rękę z dłoni Tymoteusza.
Znów był lekko „zawiany”, a to niemal zawsze oznaczało agresję. Ściskając pięści wycedził przez zęby.
- Podobno jesteś obłożnie chora ? Chyba jednak ci się poprawia skoro już urządzasz sobie schadzki z tym gogusiem. Może wrócisz do domu i uprzątniesz ten chlew, nie ma się już nawet z czego napić. A ty głąbie, co się tak patrzysz ? Co, teraz szukasz okazji w szpitalu?
Płakała czując się upokorzona jak nigdy dotąd.
- Idź do domu, proszę, powinieneś się przespać.
- Nie mów mi kurwa co mam robić. Pójdę jak będę chciał, masz jakąś kasę, w domu nie ma co jeść. Może jednak skończysz już to pierdolone sanatorium ?
Tymoteusz siedział głęboko skonsternowany sytuacją, zastanawiając się jakie piekło ten człowiek zgotował kobiecie, która dla niego była wszystkim.
Wyciągnął portfel podając mu stuzłotowy banknot i ledwie opanowując drżenie rąk.
- No to rozumiem, w sumie jakbyś gościu chciał przychodzić częściej, to czemu nie, ona teraz nie pracuje, więc może przez wzgląd na dawne czasy mógłbyś co nie co pomóc ?
Tymoteusz ostatkiem silnej woli nie skoczył mężczyźnie do gardła, nie chciał wywoływać burdy w szpitalu, poza tym niemal całym ciałem czuł jak upokorzona jest Wiktoria.
Gdy mężczyzna wyszedł, odwróciła się do ściany zanosząc się płaczem jak mała dziewczynka. Nie wiedział co zrobić, więc tylko delikatnie ucałował jej czoło szepcząc z uśmiechem jak gdyby w ogóle nie był świadkiem tego zajścia:
- Nie martw się, wyjdziesz z tego pomogę ci, ale musisz walczyć. Prześpij się przyjdę wieczorem.
Wybiegł ze szpitala rozglądając się za mężem Wiktorii, wiedział, że najszybciej znajdzie go pod jednym z monopolowych sklepów.
Nie mylił się.
- Co czegoś zapomniałeś czy chcesz jeszcze dołożyć jakąś stówkę.
Tymoteusz nie wytrzymał wepchnął delikwenta w śmierdzącą moczem bramę okładając go pięściami z całych sił. Był silnym wysportowanym mężczyzną, grał systematycznie w tenisa, pływał trzy razy w tygodniu i korzystał z siłowni. Pijaczek w momencie zalał się krwią, choć nie chciał dać za wygraną. Wypluwając kilka zębów, w końcu wycedził błagalne prośby by Tymoteusz przestał bić.
- Posłuchaj gnoju, już raz wszedłeś mi w drogę i zniszczyłeś życie, ale nie pozwolę ci zabić Wiktorii.
- A ty co ? Co się wpierdalasz w nasze życie ? Inteligencik się znalazł od siedmiu boleści.
Tymoteusz złapał go pod gardłem w stalowy uścisk, oczy omal wyszły mu z orbit, twarz nabrała sineczerwonego oddcienia...
- Posłuchaj zasrany moczymordo, bo to ostatni raz kiedy traktuję po męsku takiego robaka jak ty. Jeśli nie zostawisz jej w spokoju wynajmę najlepszych prawników, którzy wsadzą cię za kratki na długie lata, za to co do tej pory jej zrobiłeś. I uwierz mi, że taki sadysta jak ty prędko z pierdla nie wyjdzie ! A teraz pójdziesz do domu i dobrze ci radzę żebyś nie pojawiał się więcej w szpitalu, a szczególnie w takim stanie... I jeszcze jedno, wisisz mi kurwa stówę, bo to była pożyczka. Na spłatę masz tydzień, więc znajdź jakieś zajęcie bo za siedem dni się o nią upomnę.
Splunął i spokojnym krokiem odszedł w stronę parkingu czując na plecach zabójczy wzrok pijaka. Wiedział jedno, jeśli dalej będzie nachodził Wiktorię w takim stanie, trzeba będzie powtórzyć „zabieg” zanim odda go w ręce prawników. Był jej mężem, ale przecież to nie dawało mu prawa traktować jej w ten sposób. Teraz najważniejsza była ona i jej leczenie. Od kilku dni był w kontakcie z jedną najlepszych klinik w Szwajcarii, martwił się tylko tym, czy wystarczy jej czasu, przecież tyle go już zmarnowano.
7.NADZIEJA UMIERA OSTATNIA
Stał nad trumną nie bardzo nawet widząc ludzi wokół.
Czuł się tak jakby byli tutaj sami tylko ona i on. Położył rękę na zimnej jak lód dłoni i po policzkach pociekły mu łzy. Kilka miesięcy temu odnalazł ją w szpitalnym łóżku z nadzieją,
że pomoże ocalić jej życie i miłość, która tak naprawdę nigdy się nie skończyła.
Gdzieś w głowie, niczym stary film przewijały się obrazy wspólnych chwil tych przed rozstaniem i wyjazdem, tych po powrocie, i tych w szwajcarskiej klinice, w której mimo śmiertelnej choroby Wiktoria przeżyła najcudowniejsze chwile swojego krótkiego życia. Zmarła w jego ramionach jak w najpiękniejszej teatralnej sztuce. Stał i rozmawiał z nią mimo, że nie wypowiadał żadnych słów, słyszał ją własnym sercem i nie potrafił pogodzić się z myślą, że już za chwilę będą musieli się znów rozstać gdy odprowadzi ją na cmentarz. Tylko że stamtąd nie ma już powrotu, a on będzie musiał długo czekać na następne spotkanie.
Ta myśl rozdzierała mu serce tak bardzo, że nie był w stanie zapanować na własnym ciałem, które drgało teraz jak w jakiejś niespotykanej w ludzkim wymiarze gorączce.
Ból ogarniał każdą jego tkankę i każdy nerw. Pocieszał go tylko fakt, że była spokojna i nie czuła już strachu, bólu i upokorzenia. Nawet sadystyczny mąż nie miał już nad nią żadnej władzy, i stał gdzieś w tłumie patrząc ze wstydem w podłogę.
Każdy gwóźdź wbijany w trumnę przeszywał duszę Tymoteusza jak ostry sztylet, odbierając mu siły do życia. W pamięci pozostały tylko słowa i obietnica jaką złożył jej w ostatnich dniach życia.
Odeszła, tym razem na zawsze … Dla niego po raz drugi skończył się świat…
EPILOG
Stał nad grobem trzymając w ręku herbacianą różę i patrząc na zdjęcie umieszczone w zimnym jak noc marmurze. To już sześć lat… Za rękę niecierpliwie szarpała go mała dziewczynka.
- Tatusiu dlaczego ta pani miała na imię tak jak ja ?
Uśmiechnął się spokojnie ocierając łzę i biorąc na ręce ukochaną istotę.
- Widzisz to raczej ty skarbie masz to samo imię co ta pani, kiedyś opowiem ci o niej bo była niezwykła.., zupełnie jak ty.
- KONIEC -