Artur
KUCHARZ BEZ BRZUCHA - JAK GARNEK BEZ UCHA...
Zaktualizowano: 8 sie
Nienawidzę tego powiedzenia, albo tego, kiedy ktoś dowiaduje się, że jesteś szefem kuchni i pada ironiczne „widać, widać” No ja pier… wetknąłbym delikwenta do parowego kotła, odkręcił grzanie na maksimum i udał się na inwentaryzację odległego magazynu;)
Jednak o ile w tym wypadku jest to stwierdzenie pewnego oczywistego faktu (przecież to widać;) o tyle już łatwe jego wytłumaczenie zwykle opiera się na ogólnym, mglistym wyobrażeniu o pracy w kuchni.
W przestrzeni publicznej niestety, bardzo często spotykam się z wieloma obiegowymi opiniami dotyczącymi nas kucharzy, ale też ogólnie gastronomii.
Od momentu pojawienia się pewnego programu z rozemocjonowaną panią w roli głównej, Polacy poza polityką i piłką nożną stali się też fachowcami od prowadzenia knajp ;)
Co zrobić, takie czasy.
Gorzej jeśli w ten reżyserowany show wpatrzeni jak w obrazek są prawdziwi restauratorzy.
Od dawna znajomi namawiali mnie do napisania kilku felietonów w tym temacie.
Ten cykl poświęcę zatem prawdziwej gastronomii, nie tej pokazywanej na szklanym ekranie, tylko tej na co dzień. Postaram się również obalić kilka mitów, nie na podstawie jakiejś wyimaginowanej teorii, ale na podstawie moich długoletnich doświadczeń i pokonaniu wszystkich szczebli drabinki zawodowego awansu.
Nie wiem jak długi będzie to cykl, to zależy również od ilości pytań na które trzeba będzie odpowiedzieć, ale myślę, że czytelnik po tej lekturze będzie mógł nieco szerzej spojrzeć na naszą pracę.
Pierwszy temat jaki wpadł mi do głowy to kwestia jedzenia, degustowania, próbowania lub obżerania się w kuchni jak niektórzy to nazywają ;)
Zapraszam do lektury już od jutra, liczę oczywiście na interakcję i czekam na pytania w komentarzach.