top of page
  • Zdjęcie autoraArtur

2009 - SIERPIEŃ

Zaktualizowano: 27 mar 2020




Po powrocie do domu i szarej polskiej rzeczywistości nękany zupełnie irracjonalnymi wyrzutami sumienia rzuciłem się w wir pracy. Zająłem się własną firmą, grałem próby, nocami pisałem muzykę i mnóstwo tekstów z reguły o miłości. Wszyscy zauważyli zmiany

w moim zachowaniu poza Krystyną, chyba faktycznie już nic jej nie obchodziłem, ale teraz nie miało to dla mnie żadnego znaczenia. Nie czułem się jednak do końca rozgrzeszony, więc nie bardzo miałem ochotę wchodzić jej w drogę, a tym bardziej spoglądać w oczy.

Tłumaczyłem sobie, że to nie ja powinienem czuć się winny, ale wiedziałem też, że nawet gdyby wszystko między nami grało, na pewno nie oparłbym się Martynie.

Z tą świadomością czułem się podle, momo wszystko, nie mogłem doczekać się momentu gdy wróci do kraju i gdy będą znów mógł się z nią kochać.

Sprawa rozwodowa dobiegła końca, byłem wolny.

Może jednak wszystko się ułoży?

2009 W tym samym czasie

- Puis-je demander au téléphone mademoiselle Martyna? - Simplement écouter ? - To ja. - S'il vous plaît attendez un instant... - Mówiłam ci do kurwy nędzy żebyś nigdy nie dzwonił do biura. - Spokojnie księżniczko, dzwonię z zaszyfrowanego telefonu, koledzy ze służb, wiesz, ma się te znajomości, jak nasze sprawy? - Myślę, że połknął haczyk, potrzebuję jeszcze trochę czasu mój ty wspólniku. - Ile? - Nie wiem do cholery, to nie takie proste, wszystko okaże się po powrocie do domu. - A gdzie jest Andrzej? - Wczoraj dzwonił z Brukseli, nie widziałam go od dwóch miesięcy, na razie mam spokój, ale boję się że wróci. - Myślisz, że ten twój Janko muzykant niczego się nie domyśla? - Spokojnie, kompletnie nie interesuje go polityka, nie ogląda telewizji, a już na pewno nie publicystyki, to ignorant, poza tym jest we mnie zakochany po uszy.

Codziennie mailuje wysyłając te swoje romantyczne wypociny i czeka aż wrócę.

Już mnie trochę wkurwia to udawanie słodkiej idiotki. Do tego na telefony traci pewnie majątek bo codziennie zawraca mi dupę. - Skarbie, jeszcze trochę i będziemy razem, do tego obrzydliwie bogaci, wytrzymaj. - Spokojnie, ale muszę już kończyć całuję. Pa… - Martyna poczekaj… - Tak? - Lepiej jak dowiesz się teraz, twój stary przylatuje za trzy dni do Strasbourga, dowiedziałem się wszystkiego od jego rzecznika, mają tutaj jakieś głosowania i kilka spotkań w związku ze światowym kryzysem, podobno banki są nieźle umoczone w tym całym gównie, więc bądź miła dla mężusia, daj mu co zechce i dowiedz się czy jego kasa jest odpowiednio zabezpieczona. - Posłuchaj kolego, stąpasz po cienkim lodzie i zaczynasz mnie mocno drażnić, a co do rzecznika, to o ile się nie mylę jest nim ta długonoga blondyna z Białegostoku czyż nie tak?

Co cię z nią łączy? - Księżniczko, czyżbyś była zazdrosna? Przecież wiesz … - Zamknij się kurwa i nie przypisuj sobie zbyt wielu przymiotów, nie jestem głupią gęsią. Wiesz jaki mamy układ i pamiętaj, że potrafię być… jakby to powiedzieć… stanowcza. - Kochanie, co ty opowiadasz? Wiesz że kocham tylko ciebie i z tobą chcę być do końca moich dni, no już się nie dąsaj, kotku. - Tak, tak, ale jednak zapamiętaj sobie jedną rzecz - urwę ci jaja i przepuszczę przez maszynkę do makaronu jeśli dowiem się, że posuwasz jakieś naiwne panienki na boku mój drogi, i wiesz doskonale, że potrafię takie informacje zdobyć - Tak wiem. - Więc mamy jasność, to tak żebyś nie stracił orientacji w sytuacji i priorytetów jakie stoją przed tobą tygrysie. Co? Zamurowało cię? - Nie, to znaczy nie musisz… - Dość. Skończmy tę rozmowę zanim znów się pokłócimy, cholera jak pomyślę, że on wraca dostaję mdłości, nie znoszę kiedy mnie dotyka, nie znoszę kiedy wkłada mi paluchy w całkiem suchą cipę jakby nie czuł, że nic, poza obrzydzeniem do niego nie czuję. - Skarbie, po co te wulgarne słowa, wytrzymaj, pomyśl o swoim muzykancie … - Jesteś bezczelny, może jestem bezwzględną suką, ale nie jestem kurwą i nie potrafię robić tego na zawołanie! - Martyno uspokój się, już niedługo… swoją drogą niepokoi mnie fakt, że z tym muzykantem nie miałaś takich oporów? - Wal się! - Też cię kocham, pa... Ach, byłbym zapomniał, zostaje naprawdę niewiele czasu,

wiem z pewnych źródeł, że wokół maszyn hazardowych też robi się gorąco, podobno nasz pan minister nie ma jednak czystych rączek, słyszałem, że może z tego być niezły syf i polecą koledzy ze stołków. - Ty i te twoje kurewskie szemrane źródła informacji, pewnie znowu bajerowałeś jakąś dziennikarską lalkę, uważaj… Ja w każdym razie robię co mogę, spróbuję jakoś to wszystko przyspieszyć. Trzymaj się i nie dzwoń więcej do biura, rozumiesz? - Jasne kierowniczko, pa.

2009 Październik

W końcu doczekałem się października, choć każdy kolejny dzień stawał się wiecznością w oczekiwaniu na moją ukochaną. Wszystko zaplanowałem, firmową delegację w stolicy, odwołałem próby, zresztą i tak materiał na płytę był już prawie gotowy, a do studia mieliśmy wejść dopiero w styczniu. Martyna poprosiła o spotkanie w hotelu gdyż własne mieszkanie wynajęła rodzinie z dzieckiem i nie chciała ich wyganiać póki nie znajdą czegoś nowego. - Skarbie nic się nie martw, mam tutaj hotel z którego korzysta nasza firma więc nie muszę przepłacać z własnej kieszeni, uspakajała mnie przez telefon. Ustaliliśmy termin i zacząłem odliczać najpierw dni, a potem godziny. Martyna nie chciała bym odebrał ją z lotniska, więc spokojnie czekałem w hotelowym pokoju. Tego wieczoru kochaliśmy się już nie tak namiętnie jak wtedy. Pod skórą wyczuwałem, że coś jest nie tak,

że coś ją trapi, nie była już tak podekscytowana jak w lipcu. - Czy coś cię gryzie kochanie? - postanowiłem od razu wyjaśnić sprawę. - Nie Mati, po prostu jestem zmęczona i niewyspana. Śpijmy porozmawiamy jutro dobrze? Zgodziłem się, choć nie miałem ochoty na sen, chciałem ją przytulić, ale szybko odwróciła się w drugą stronę i zamknęła oczy. Czułem się dziwnie. Tak czekałem na nasze spotkanie, tak marzyłem o nim każdego wieczora gdy kładłem się spać, układałem sobie w głowie różne scenariusze, zastanawiając się czy moje córki mogą ją zaakceptować, była przecież fajną

i otwartą kobietą. Tej nocy nie mogłem zmrużyć oka, stałem na hotelowym balkonie wypalając jednego papierosa za drugim, i rozmyślając o tym co wydarzyło się od lipca.

Miasto budziło się leniwie do życia gdy z pokoju usłyszałem głos Martyny. - Skarbie dlaczego nie śpisz? - Zastanawiam się nad tym co się wczoraj stało? Odpowiedziałem najbardziej stanowczo jak tylko potrafiłem w tej sytuacji. - Przecież nic się nie stało Mateusz . - No właśnie o to „nic” mi chodzi, kim ja dla ciebie jestem dziewczyno? - Usiądź tu przy mnie Mati, jesteś dla mnie kimś wyjątkowym, czekałam na ciebie przez wiele lat, odnalazłam cię na drugim końcu Europy bo bardzo cię kocham słyszysz? Po tych słowach wtuliła się we mnie jak mała dziewczynka - Ale czuję, że coś cię trapi kochanie - nie dawałem za wygraną. - Nie chcę o tym rozmawiać właśnie teraz. To sprawa związana z przeszłością, muszę ją zamknąć i mam nadzieję, że ty mi w tym pomożesz jeśli oczywiście będziesz chciał. - Kochanie wiesz, że zrobię dla ciebie wszystko, myślałem nawet… - Cicho, nie teraz, teraz mnie przytul i śpijmy, w ciągu dnia wszystko ci wyjaśnię. Znowu wtuliła się we mnie jak dziecko powtarzając słodko: - Tak bardzo cię kocham. Jak mogłem w to nie wierzyć? Jak mogłem odrzucić uczucia kobiety, która stała się moim przeznaczeniem, którą kiedyś straciłem by po latach odzyskać w zupełnie nieprawdopodobnych okolicznościach. Długo nie mogłem zasnąć, patrzyłem w jej cudownie piękną twarz z piegami które nadawały jej oszałamiającej wręcz zmysłowości, jej wydatne kształtne usta stworzone do pocałunków i kształtny doskonale wyprofilowany nos. Wyglądała teraz niczym spokojnie śpiąca nimfa, u której stóp ja, grający na cytrze satyr chciałem położyć cały świat. Włączyłem telewizor, wiadomości nadały informację o pokojowym Noblu dla amerykańskiego prezydenta, zaśmiałem się ironicznie myśląc o dziesiątkach wojennych frontów w których jego rząd maczał palce i rozdawał karty. Nie znałem się kompletnie na polityce, szczerze mówiąc miałem ją w dupie. Co mnie obchodzi świat kiedy mam ją – pomyślałem i spokojnie zasnąłem.

2009 Listopad

Mijały dni od mojego ostatniego niezbyt udanego spotkania z Martyną, kochałem ją do szaleństwa, i każdy kolejny dzień bez niej był dla mnie coraz trudniejszy do wytrzymania.

W domu stałem się teraz zupełnym gościem, powinienem się wyprowadzić ale nie miałem do tego głowy, Krystyna olewała tę sytuację, było jej wygodnie gdy zostawałem na noc z dziećmi.

Tylko dziewczynki działały na mnie kojąco, ale wtedy też po raz pierwszy zaczęły nękać mnie nieznośne myśli, że mógłbym je stracić. Martyna pisała coraz rzadziej - widać miała mnóstwo pracy po powrocie do Polski lub chciała dać mi więcej czasu na przemyślenie tego o co mnie poprosiła.

W końcu pewnego popołudnia dostałem maila:



MATEUSZ NIE MOGĘ DŁUŻEJ CZEKAĆ KOCHAM CIĘ I CHCĘ BYĆ Z TOBĄ,  ALE MUSIMY UPORAĆ SIĘ Z DUCHAMI PRZESZŁOŚCI. ZRÓB COŚ BO UMRĘ Z TĘSKONTY.
 Twoja M.


Nie zastanawiając się złapałem za telefon:

- Cześć kochanie! - Mój skarbie cieszę się, że dzwonisz – odpowiedziała słodkim tonem. - Martyno powiedz mi skąd masz pewność, że to właśnie ten człowiek potrącił wtedy Pawła. - Mati co ty opowiadasz - on go zabił, a nie potrącił i dobrze o tym wiesz! - Ale to było dziewiętnaście lat temu, co mam mu teraz wymierzać sprawiedliwość? Powinnaś pójść na policję, jeśli jesteś pewna że to on. Pójdę z tobą, obiecuję, jeśli jest winny trafi za kratki. - Mateusz, dlaczego jesteś taki naiwny, facet ma pozycję i pieniądze poza tym jest znanym prawnikiem do tego ministrem, myślisz że policja coś mu zrobi? Sprawa już dawno została zamknięta i przedawniona. Jak zawsze jesteś romantycznym optymistą, ale obudź się świat nie jest sprawiedliwy. To nie jest bajka o rycerzach i rozbójnikach. - Ale ja nie mogę nic zrobić, Martynko przecież wiesz. - Jesteś mu to winny, jemu i nam, inaczej nigdy do końca nie będziemy razem, bo Paweł będzie między nami! Kompletnie zgłupiałem, nie miałem pojęcia co mam robić, ta kobieta wymagała ode mnie rzeczy ponad moje siły, dlaczego tak strasznie zależało jej by ten facet cierpiał. Przecież była wrażliwą istotą. Powoli w moje myśli wkradał się jednak demon zemsty, choć chyba nie był on moim demonem, a demonem kobiety którą kochałem do szaleństwa.

Moje pożądanie i chęć posiadania tej istoty w całkowitym spełnieniu zupełnie odebrały mi zdolność racjonalnego myślenia, moje zaangażowanie było tak wielkie, że myślałem tylko

o jednym, być przy niej, dotykać jej ciała i wchodzić w nią kiedy tylko jej zmysłowe oczy dają mi znak, że tego właśnie chce, kiedy jej zwilżone usta w tym jedynym i niepowtarzalnym, prawie niewidocznym ruchu języka lekko ocierającego górną wargę powiedzą mi chodź i weź mnie. Po kilku nieprzespanych nocach i wielu gigantycznych wojnach z własnymi myślami dojrzałem do tego czego chciała. Tak… Chciałem zrobić to dla niej, chciałem zrobić to dla nas byśmy mogli być razem na zawsze.

Od tamtego czasu zacząłem zbierać informacje o człowieku, który kiedyś wszystkich nas skrzywdził. Każdy kolejny krok, każda informacja o tym facecie napawała mnie jednak coraz większym obrzydzeniem i wyzwalała we mnie dodatkowe pokłady niebezpiecznych uczuć, które śpią chyba w każdym z nas, i które uśpione mogą pozostać po kres naszych dni.

Moje uczucia obudziła jednak namiętność, której nie potrafiłem się oprzeć, potem było już coraz gorzej, demony przeszłości i żądza zemsty dopełniły dzieła...

 

Minister Andrzej Kwiatkowski był człowiekiem o którym mówiono, że zrobił jedną z najbardziej błyskawicznych i błyskotliwych karier w polskiej polityce. Mając piętnaście lat wprost z harcerskiego hufca trafił do krakowskiej młodzieżówki PZPR gdzie swoją sumienną pracą i nienaganną ideowo postawą zyskał miano świetnego organizatora i aktywnego towarzysza. Niedługo potem po skończeniu jednego krakowskich ogólniaków zdał egzamin i został studentem na wydziale prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego.

W tym czasie mianowano go już przewodniczącym egzekutywy i sekretarzem ZSMP

w Krakowie. Po studiach prawniczych bardzo szybko piął się po kolejnych szczeblach politycznej drabinki by mając lat trzydzieści stać się prominentnym działaczem PZPR

w Krakowie. Wtedy nastał czas przemian, jednak obrotny Kwiatkowski bardzo szybko odnalazł się nowej demokratycznej rzeczywistości. W roku 1990 wraz z dwoma kolegami

z partyjnej nomenklatury, uwłaszczając się na majtku państwowym założył przedsiębiorstwo handlu zagranicznego „Pro- bono” na którym wbrew nazwie zbił gigantyczny majatek spekulując długami państwowych upadających firm. Niemal w tym samym czasie został jednym ze współzałożycieli patii „Nadzieja”. „Nadzieja” była ugrupowaniem pełnym młodych politycznych wilczków, biznesmenów z szerokimi kontaktami, o lepszej lub gorszej reputacji, którzy niemal w stu procentach wywodzili się z dawnych rozdań, młodzieżowych egzekutyw

i zetesempowskich elit, a którzy zaraz po przełomie, niemal jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki stali się młodymi demokratami i szanowanymi biznesmenami obracającymi miliardami złotych. To, że wśród tej elity zaczęło pojawiać się coraz więcej osobistości ze świata przestępczego jakoś nikomu nie przeszkadzało i objęte było cichym przyzwoleniem. Tutaj, oczywiście zupełnie nieoficjalnie, o postrzeganiu człowieka decydowały trzy cechy: stan portfela, znajomości i spryt. Partia dość szybko i niezwykle skutecznie zbierała rozżalony przemianami elektorat ludzi bezrobotnych, nie potrafiących poradzić sobie w nowej rzeczywistości oraz dawnych towarzyszy liczących na intratne posady, kiedy koledzy wejdą na Wiejską. Tak też się stało w roku 1991. Towarzysz Kwiatkowski został posłem.

W czasie tych poszukiwań nigdzie nie natknąłem się na informację o wypadku, na wizerunku ministra, szanowanego prawnika nie mogło być przecież skazy, ale ufałem Martynie, ufałem w jej informacje i w to, że ma niemal nieograniczone kontakty z politykami i zdobycie takich informacji zapewne nie było dla niej niemożliwe.

Minister Kwiatkowski zmieniał swoje poglądy i barwy partyjne tak skutecznie, że w roku 2009 był już ministrem w kancelarii premiera. W międzyczasie mandat posła absolutnie nie przeszkadzał mu w dojściu do majątku, który w kraju nad Wisłą dawał mu dwunastą pozycję na liście najbogatszych ludzi według Forbesa. Nawet wtedy, gdy kilka tygodni wcześniej wybuchła wielka afera związana z hazardem minister ocalił swoją posadę, choć podobno był jednym z kilku najbardziej ze sprawą związanych dygnitarzy. Po mieście krążyła plotka, że Kwiatkowski jest nie do ruszenia, bo w jego pancernej szafie w jednym z krajów Beneluxu są kwity na każdego, od prezydenta do radnego, od biskupa do szpitalnego kapelana. Zapewne informacje te były mocno przesadzone, ale pokazywały siłę tego człowieka. Poza tym stała za nim armia kolesi o mocno szemranej reputacji. Pomyślałem sobie wtedy, że w tym kraju sprawiedliwości nigdy nie da się obronić, że zawsze będą równi i równiejsi, że matka Pawła, że Martyna, nigdy nie zostaną wynagrodzone za stratę jaką poniosły. Im więcej informacji miałem o tym człowieku, tym bardziej chciałem tej sprawiedliwości poszukać, ot tak, na własną rękę. Albo jakoś musiałem to sobie tłumaczyć ? Powoli podejmowałem decyzję…

8 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page