top of page
  • Zdjęcie autoraArtur

2010 - STYCZEŃ

Zaktualizowano: 27 mar 2020



- Jak się czujesz kochanie? - Cudownie, jak młoda nieszczęśliwa wdowa! Nie mogę uwierzyć w to co się stało, myślałam, że braknie mu odwagi. - Musi cię bardzo kochać, postawił na szali całe swoje życie, uwielbiam takich frajerów. - Proszę cię, nie gadajmy o nim, kiedy wracasz? Tęsknię za tobą, teraz będziemy mogli już być razem. Poza tym musisz być przy odczytaniu testamentu, w końcu byłeś jego prawnikiem. - Myślisz, że ten twój muzykant nie pęknie? Myślisz, że nie będzie chciał się zemścić na tobie, wiesz dosyć poważnie wpuściłaś go w maliny. - Nie wydaje mi się, raczej nie będzie chciał iść do pierdla na 25 lat, zbyt mocno kocha swoje córki, one są całym jego światem, poza mną oczywiście. - Wiesz co? Jesteś obrzydliwie cyniczna i to w sumie w tobie kocham, ale wolałbym nie być twoim wrogiem, zresztą bycie twoim kochankiem też do łatwych nie należy. - Po co ten sarkazm mój drogi, robiłam to wszystko dla nas, będziemy szczęśliwi

i obłędnie bogaci. - Ale miałaś z tego wielką satysfakcję, ty go lubisz, uwielbiasz gdy cię pieprzy i jak nie może bez ciebie żyć, prawda? To łechce twoją próżność. - Przestań ględzić, nie lubię cię takiego, kiedy się w końcu zobaczymy? - Już niedługo kotku, jeszcze trochę cierpliwości, nie można teraz zrobić żadnego fałszywego kroku. - W takim razie salut mój miły.

2010 Styczeń

Nie mogłem dłużej usiedzieć na miejscu, Martyna nie odbierała telefonów, nie odpowiadała na maile. Wiedziałem już, że zrobiła ze mnie frajera, postanowiłem pojechać do niej i wyjaśnić do końca o co w tym wszystkim chodzi. Poza tym, jeśli myślała, że całe odium ma spaść tylko na mnie grubo się myliła. Wziąłem zimny prysznic by odrobinę otrzeźwieć, zamówiłem taksówkę i zacząłem zbierać myśli by wszystko co do tej pory wiedziałem ułożyć w sensowną całość. Czyżby kobieta moich marzeń wykorzystała mnie tak bezwzględnie?

Czy na prawdę nic do mnie nie czuła. Czy byłem aż tak naiwny? Kochałem ją i chciałem wierzyć, że to wszystko jakaś kolosalna pomyłka, jednak zdjęcia jakie pokazano

w telewizyjnych wiadomościach były jednoznaczne, ja wyszedłem na kompletnego idiotę

bo dałem się wmanipulować w to całe gówno.

Po raz pierwszy pomyślałem o tym żeby wszystko opowiedzieć policji, jednak ten Borkowski mnie wkurwiał, więc postanowiłem zadziałać na własną rękę. Trzeba było po prostu dowiedzieć się dlaczego mi to zrobiła. Powoli układałem w myślach plan, który miał mnie, jak się później okazało pogrążyć jeszcze bardziej.

Taksówkarz nie był zbyt rozmowny co było mi akurat całkiem na rękę, nie miałem ochoty na bezsensowne dyskusje o pogodzie czy wiecznych korkach w tym mieście, moje myśli były zupełnie gdzie indziej, były we Francji w czasie ubiegłych wakacji. Z uśmiechem na twarzy wspominałem cudowne chwile spędzone z nią tamtego lata. Cóż, wszystko zaplanowała na zimno, to trzeba jej zostawić.

Stanąłem pod blokiem chociaż wiedziałem, że nie zastanę jej w tym mieszkaniu, przecież taka kobieta nie może mieszkać w bloku z wielkiej płyty, to też była lipa, wszystko było wielkim kłamstwem i mistyfikacją. Pod skórą czułem jednak, że jest gdzieś obok, a gość którego przedstawiła jako swojego brata na pewno nim nie był. Może to mieszkanie to była przykrywka ich potajemnych spotkań, więc w końcu musieli się tutaj pojawić. Przypomniałem sobie, że w czasie gdy poznałem ją wieki temu była jedynaczką, oczywiście mogła jeszcze później mieć brata w końcu spotkaliśmy się dopiero po tylu latach, ale instynkt, który w ostatnich dniach wyostrzył się u mnie niebywale podpowiadał, że to jednak nie jest ukochany braciszek. Wtedy, ten facet... nie wyglądał na osiemnastolatka.

Mój mózg zaczął w końcu racjonalnie pracować i analizować fakty. Po wielomiesięcznym zaślepieniu i błądzeniu z głową w chmurach rzeczywistość brutalnie sprowadziła mnie na ziemię. Problemem było serce... Niestety dalej ją kochałem i wypierałem ze świadomości fakty które stawiały Martynę w złym świetle, wiedziałem, że nie powinienem dalej ufać kobiecie, która ciągle mnie okłamywała i grała jakąś tragiczną farsę. Wewnątrz mojej rozdartej bólem duszy piętrzyły się pytania na które szukałem odpowiedzi. Dlaczego po tylu latach wybrała mnie, dziki seks to też była lipa? Czy faktycznie nie czuła do mnie nic? Czy posłużyła się mną jak bezmyślnym pionkiem wykorzystując pamięć dawno zmarłego przyjaciela? Niestety, najgorsze było to, że podświadomie starałem się ją usprawiedliwiać, znaleźć jakieś sensowne wytłumaczenie dla faktu, iż nakłoniła mnie do zamordowania tego człowieka.

A może robiła to dla nas? Nonsens. Po prostu byłem w niej tak zakochany jakby rzuciła na mnie urok, a każda myśl o niej, każde wspomnienie, roztkliwiały mnie i w drobny mak rozbijały złość jaką nagromadziłem by skierować z impetem wprost na nią.

Takie dylematy wstrząsały moim wnętrzem prowadząc często do wybuchów bezradnego płaczu.


Stanąłem pod ścianą osiedlowego śmietnika, zapaliłem papierosa i poza smrodem

z kontenerów poczułem potworny ból głowy. Zimno stawało się nie do zniesienia,

a kilkustopniowy mróz zaczął dawać się we znaki. Uczucie chłodu potęgował nieznośny wiatr. Pomyślałem, że niedługo wytrzymam stojąc tak i obserwując klatkę schodową, miałem jednak nadzieję, że ona po prostu się pojawi. Postanowiłem wyznaczyć sobie ramy czasowe

i wytrzymać w ten sposób dwie godziny, a jeśli w tym czasie się nie pojawi po prostu wrócić do motelu i spróbować następnego dnia. Czas płynął bardzo powoli, pojawiły się pierwsze symptomy przeziębienia, wypaliłem dobre pół paczki papierosów by po ustalonym wewnętrznie czasie wezwać taksówkę i wrócić do motelowego pokoju.

W trakcie jazdy wykonałem kilka telefonów przede wszystkim do córek czekających na mój powrót. Wymyśliłem jakiś powód, który rzekomo miał zatrzymać mnie w stolicy jeszcze przez jakiś czas. To samo powtórzyłem współpracownikom w firmie rozdzielając zadania na kilka kolejnych dni. Chłopaki z zespołu o mojej sytuacji dowiedzieli się z telewizji, od razu chcieli pomóc proponując, że po mnie przyjadą, jednak z wiadomych względów jakoś ich uspokoiłem

i brzydko mówiąc po prostu spławiłem. Management zajął się mediami czyli w sumie publikowaniem oświadczeń oraz setek dementi. Szczerze mówiąc miałem w dupie co piszą ludzie, ale wiedziałem, że prędzej czy później muszą pojawić się jakieś zdjęcia z Francji,

w końcu paradowaliśmy tam wspólnie po knajpach i placach. Jak do tej pory

w zeznaniach trzymałem się ustalonej wersji, że nie znam ministra ani nikogo z jego otoczenia. Tak obiecałem Martynie, teraz zaczynałem pojmować dlaczego było dla niej tak ważne by nie zdradzać naszej znajomości. Nie chodziło o powiązanie nas ze sprawą Pawła, tylko jego. Byłem wściekły na siebie, nie potrafiłem być wściekły na nią. Zapłaciłem taksówkarzowi bez namysłu udając się do sklepu przy stacji benzynowej by uzupełnić zapas papierosów, proszków od bólu głowy i przede wszystkim Danielsa, czyli

w mojej sytuacji, najlepszego środka nasennego. Zjadłem przy okazji dwa podłe sandwicze, które pozwoliły odrobinę oszukać głód. Po powrocie do pokoju pociągnąłem solidny łyk ulubionego trunku, który znów przyjemnie zaczął rozgrzewać mnie od środka. Jeszcze raz zacząłem od początku analizować ostatnie kilka miesięcy, i powoli składać to wszystko

w jedyną sensowną całość. Po opróżnieniu trzech czwartych butelki zmorzył mnie sen, jednak gdy zamykałem oczy od razu pojawiał się w mojej wyobraźni jej obraz. Nadal ją kochałem i coraz bardziej chciałem usłyszeć co ma mi do powiedzenia.

Nad ranem obudził mnie potworny ból głowy, jak zwykle po wypiciu wiadra bourbona. Poczułem mdłości i ledwo zdążyłem do toalety by zwrócić wypity alkohol i niezbyt chyba świeże kanapki. Czułem się fatalnie, marzyłem o gorącym bulionie lub barszczu.

Automat w korytarzu proponował wprawdzie takie specjały, ale nie miałem ochoty na wypicie połowy tablicy Mendelejewa. Wskoczyłem pod prysznic, ogoliłem się i gdy zacząłem przypominać istotę zwaną homo sapiens, wezwałem taksówkę. Musiałem w końcu coś sensownego zjeść, wybrałem jedną z knajp w śródmieściu, a potem znów zainstalowałem się pod blokiem Martyny. Po obfitym lanchu zakropionym niezłym winem po raz kolejny czaiłem się za osiedlowym śmietnikiem obserwując klatkę schodową. Dochodziła czternasta, w sumie o tej porze normalni ludzie są w pracy, uświadomiłem sobie, że raczej nie ma co liczyć na spotkanie jeszcze co najmniej przez dwie godziny. Uznałem, że nie ma sensu marznąć, przysiadłem w nieco oddalonej kafejce osiedlowej wprost z widokiem na blok, pełen podziwu dla swoich detektywistycznych talentów. Znalazłem bazę ze świetnym punktem obserwacyjnym, teraz potrzeba tylko cierpliwości. Po kilku zmarnowanych dniach moja determinacja została w końcu nagrodzona.

Martyna pojawiła się w końcu w towarzystwie rzekomego brata. Jak pocisk wybiegłem

z kawiarni przewracając przy okazji kilka krzeseł i przepraszając w biegu uroczą kelnerkę. - Martyna! Martyna zaczekaj! Kobieta nie czekając na mnie wbiegła do klatki schodowej, a na mojej drodze stanął jej „braciszek”. - Spierdalaj, muszę z nią pogadać - odepchnąłem go brutalnie starając się wejść do bloku, złapał mnie za rękę, na tyle mocno bym nie mógł zdążyć przed zatrzaśnięciem drzwi. - Proszę mnie posłuchać panie Mateuszu, nazywam się Tymon Leszczyński i jestem prawnikiem...

- Chuj mnie obchodzi kim jesteś, słyszałem już wersję, że jesteś jej bratem! Muszę z nią pogadać.

- Jak już wspomniałem jestem prawnikiem rodziny Kwiatkowskich... - Czy ty rozumiesz co do ciebie mówię braciszku? - Nic takiego panie Mateuszu, Martyna nie ma żadnego rodzeństwa, w zasadzie jej jedyną rodziną był ... - Wiem kurwa kto był jej rodziną, myślałem że ja mogę być, widać sie nieźle pomyliłem... gdzie są jej rodzice? - Nie jestem upoważniony do udzielania takich informacji, ale w sumie panu chyba mogę powiedzieć, rodzice mojej klientki zginęli jakiś czas temu w wypadku lotniczym, ale szczegółów nie znam. - Twoja klientka nieźle to sobie wszystko wymyśliła co?

W tym momencie uświadomiłem sobie, że związałem się z kobietą, o której tak naprawdę nic nie wiem, dałem ponieść się wspomnieniom młodości i magii dawnych lat. Teraz miałem zapłacić za to potężną cenę. - Słuchaj kurwa mecenasiku, z Martyną łączą mnie szczególne stosunki, i jakby to powiedzieć swojego rodzaju więź, od kilku dni nie odbiera ode mnie telefonów, mimo,

że byliśmy umówieni na spotkanie, więc bardzo cię gościu proszę o pięć minut z twoją klientką. - Powiem krótko moja klientka jest w ciężkim okresie, bardzo wszystko przeżywa i nie chce się z panem spotykać w żadnej sprawie. - A skąd ty to kurwa wiesz, jesteś też jej spowiednikiem? - Dość! Jeżeli w dalszym ciągu będzie pan nachodził Martynę, po prostu złożymy doniesienie na policji. Czy wyraziłem się jasno? - Wal się na ryj palancie i tak z nią pogadam, i przekaż swojej klientce, że jeśli nie spotka się ze mną w ciągu dwudziestu czterech godzin idę na policję i składam zeznania zgodne z prawdą, ciekawe jak się będzie potem tłumaczyć ze swojego namiętnego romansu we Francji. Aha i jeszcze jedno, pewnie media zainteresuje historia śmierci ministra i udziału w niej jego niepokalanej, umęczonej bólem żałoby żony oraz muzyka rockowego bandu.

To taka historia w sam raz na rozkładówkę nie sądzisz pajacu? Jakby co, Martyna wie gdzie mnie szukać! Macie kurwa czas do jutra do godziny 17:00. Potem chuj z wszystkim, idę do Borkowskiego i do mediów.

Obróciłem się na pięcie pokazując mu środkowy palec, wskoczyłem do zatrzymanej taksówki i wróciłem do hotelu. Przez chwilę odniosłem wrażenie, że zaczynam powoli przejmować kontrolę nad sytuacją. Trwało to jednak ułamek chwili, wrócił niepokój

i ciężkie myśli, trzeba było się napić.

Targany sprzecznymi uczuciami i wyrzutami sumienia czułem się wykorzystany, oszukany

i upokorzony. Teraz docierało do mojej świadomości wiele faktów jakich wcześniej nie zauważałem. Jak mogłem być aż tak naiwny, uwierzyć jej we wszystko i dać się zmanipulować do tego stopnia. Przypomniało mi się ulubione powiedzenie naszego managera, że jeśli facet zaczyna zamiast głową myśleć fiutem jest stracony! Po kilku głębszych wiedziałem, że nie zostawię tego w takim stanie. Alkohol włączał we mnie tryb bohatera, obmyślałem plan, w końcu postanowiłem nie pić ani kropli więcej spodziewając się telefonu od Martyny i spotkania. Nosiło mnie po hotelowym pokoju jak lwa w klatce, ale pozostało mi tylko czekać. W końcu około dwudziestej trzeciej zadzwoniła

i pozbawionym emocji głosem zaproponowała spotkanie nazajutrz w kancelarii jej prawnika przy Krakowskim Przedmieściu. Po krótkiej wymianie zdań, uznałem, że na inne miejsce

i tak się nie zgodzi więc, przystałem na kancelarię.

2010 Kwiecień

Od naszego spotkania w kancelarii Leszczyńskiego minęło ponad trzy miesiące, wciąż nie mogłem się po nim pozbierać. Dowiedziałem się, że wszystko zostało dokładnie zaplanowane, że Martyna pozostała jedyną dziedziczką potężnej fortuny swojego męża, a ja byłem tylko narzędziem, które miało do tego doprowadzić. Prawnik nie pozostawił mi żadnych złudzeń, jeśli cokolwiek o śmierci ministra wyjdzie na światło dzienne wyląduję

w więzieniu na długie lata. Podobno mieli na mnie niezbite dowody. Policja ciągle starała się rozwikłać sprawę kradzieży samochodu i jego pożaru, oficjalnie byłem tylko świadkiem

i pokrzywdzonym w sprawie, nieoficjalnie czułem, że podejrzewają mnie o potrącenie denata, jednak rewizje i poszukiwania tablic nic nie dały, nie znaleziono żadnych powiązań które mogłyby wskazywać na mój udział w tym zajściu. Niestety, ja też nie potrafiłem odszukać tablic mojego Nissana, zniknęły gdzieś z bezpiecznego jak mi się wydawało miejsca w którym je ukryłem. Co jakiś czas wzywano mnie na przesłuchania do stolicy, i jak powtarzano sprawa jest rozwojowa. Mnie męczyły wyrzuty sumienia, a jeszcze bardziej złość, że dałem się w ten sposób potraktować tej kobiecie. Wiedziałem, że jeśli policja wyjaśni sprawę tylko ja będę ponosił konsekwencje, a ona będzie opływać w luksusy i cieszyć się życiem. Postanowiłem coś zrobić by jej misterny plan nie do końca się powiódł. Na jakiś czas musiałem wrócić do Warszawy…

2010 Maj

Stanąłem w świetle latarni czekając, aż sylwetka mercedesa pojawi się w zasięgu mojego wzroku. Noc była ciepła, a księżyc i gwiazdy oświetlały całe osiedle jak scenę w antycznym teatrze. Nie łatwo było przekonać ochronę by wpuścili mnie na teren zamkniętego kompleksu, w końcu bajeczka o niespodziewanej wizycie kuzyna i odpowiedni banknot zdziałały cuda. Pojawiła się nagle zatrzymując auto przed wjazdem do podziemnego parkingu. Musiałem zdążyć zanim automatyczny mechanizm otworzy bramę i wjedzie do środka. Na szczęście była sama, rozsiadłem się wygodnie na fotelu pasażera nie dając po sobie poznać jak jestem zdenerwowany. - Witaj księżniczko, myślałaś że to już koniec?

- Co ty tutaj robisz Mateusz, wyjdź albo wezwę policję! - Co ty nie powiesz, wzywaj, chętnie podzielę się z komisarzem Borkowskim informacjami na temat śmierci twojego mężusia! Myślisz, że możesz mnie tak traktować! Cofnij samochód i jedź do miasta musimy pogadać. Już! Chyba wyczuła, że nie ma co stawiać oporu, bez protestu zawróciła na ulicę i skierowała samochód w kierunku centrum. Przez dłuższą chwilę jechaliśmy w milczeniu, a ja miałem ogromną ochotę ją przytulić i usłyszeć, że to wszystko był jakiś koszmarny sen.

To wręcz irracjonalne, lecz nadal ją kochałem. Szybko odgoniłem te myśli by skupić się na tym co mnie tutaj przywiodło. - Co chcesz zrobić? Będziemy tak jeździć bez celu? Może chcesz pieniędzy, mogłabym ci jakoś pomóc, mógłbyś wyjechać z dziećmi gdzieś do ciepłych krajów. Milczałem, w końcu stanęła na dużym parkingu przy centrum handlowym. O tej porze nie było już nikogo. - Powiedz tylko dlaczego to zrobiłaś? Przecież nigdy, nigdy nie zrobiłem ci nic złego. Po co pojawiłaś się w moim życiu? Dla zabawy? Nie mogłaś do tego wynająć kogoś innego? Dlaczego zachowałaś sie jak ostatnia...

- Co ostatnia? No powiedz to! Kurwa? Dziwka? Szmata? Co chodzi ci po tym zjebanym łbie z poprzedniej epoki? Mateusz, świat się zmienił, słabi odpadają...

- Ale...

- Nigdy mnie nie skrzywdziłeś? Widzę rycerzu, że kurwa faktycznie masz krótka pamięć!

- Martyno, ja zawsze cię kochałem...

- Kochałeś? Kurwa człowieku to dlaczego wtedy po śmierci Pawła traktowałeś mnie jak powietrze! Odwróciłeś się ode mnie kiedy najbardziej cię potrzebowałam! - O czym ty mówisz dziewczyno, przecież robiłem wszystko byś zapomniała o śmierci Pawła, byś była szczęśliwa, chciałem być z tobą… - Tak? Tych kilka tygodni? To dlatego napisałeś ten list? - List? - Kurwa list, że było fajnie ale mam już spadać i poszukać sobie innego towarzystwa,

że jestem jeszcze za młoda i nie pasuję do twojej osobowości, że powinnam pilnować szkoły

i chodzić do kościelnej oazy. A ja cię kochałam ty zimny skurwysynu! Ja chciałam być przy tobie każdego dnia i każdej nocy! Potraktowałeś mnie jak zużytą niepotrzebną rzecz! Uznałeś, że twoja misja pocieszenia dziewczyny zmarłego przyjaciela dobiegła końca! Znienawidziłam cię wtedy i obiecałam sobie, że będziesz cierpiał tak jak ja!


Płakała teraz niemal histerycznie, makijaż spływał jej po twarzy jak wtedy gdy zobaczyłem ją pierwszy raz, mimo, że teraz kosmetyki jakich używała warte były majątek.

Poczułem się tak jakby na moją głowę wylano wiadro lodowatej wody, przecież nigdy nie wysyłałem do niej żadnych listów, próbowałem wyjaśnić całą sytuację z nadzieją, że może wszystko da się jeszcze uratować. W sercu zatliła się nadzieja.

- Nienawidzę cię i będziesz cierpiał, mam pieniądze od tego starego capa, który też traktował mnie jak zabawkę i dodatek do garnituru, zniszczę cię tak jak zniszczyłam jego! Teraz widziałem przed sobą kobietę opanowaną rządzą zemsty, jej oczy błyszczały jak oczy pantery szykującej się do ataku. Byłem załamany i zagubiony. - Czy masz ten list? - Co? - Czy masz kurwa ten list! - Chyba żartujesz! Co myślałeś, że będę go przechowywać jak jakąś relikwię? Jesteś żałosnym dupkiem! - Zamknij się do kurwy nędzy i posłuchaj! Nigdy, nigdy rozumiesz, nie pisałem do ciebie żadnego listu! - To co skurwielu chcesz powiedzieć że jestem wariatką? - Nie, nie jesteś, ale żadnego listu nie było! Przynajmniej nie ode mnie! Kochałem cię już wtedy, tylko… - Tak i dlatego kazałeś mi spadać, oszczędź sobie tych gadek, mam dość, chcę wrócić do domu. I uwierz mi, mam dowody, że zajebałeś mojego starego, posłaliśmy za tobą ludzi, mamy tablice, mamy też historię z twojego tabletu choć myślałeś że jesteś szczwany.

Więc trzymaj się ode mnie z daleka i módl, żebym jeszcze przez jakiś czas nie miała tego wszystkiego ochoty ujawniać. W końcu będziesz o mnie pamiętał na zawsze,

i wiedz, że twoje zasrane życie zależy ode mnie. A teraz spierdalaj, i zamów sobie taksówkę, bo nie mam zamiaru dłużej na ciebie patrzeć! Trzymaj się dupku!

Zupełnie już opanowana zgrabnym krokiem wróciła do samochodu i z piskiem opon odjechała w noc. Tego wieczoru straciłem ją na zawsze, byłem zły na siebie ale nie chciałem się jej bać. Wszystkie piękne chwile wracały do mnie we wspomnieniach, jak koszmarny żart losu.

Więc cały czas grała. Nic do mnie nie czuła. Usiadłem na krawężniku, zapaliłem papierosa

i z mojej piersi wydobył się niemal zwierzęcy żałosny szloch. Tak bardzo ją kochałem! Przekląłem dzień kiedy spotkałem ją po raz pierwszy, i ten w którym spotkałem ją we Francji. W mojej głowie kotłowała się tylko jedna myśl - jaki list?

2010 Lipiec

Po powrocie z Warszawy zacząłem pić bez opamiętania, wyrzuty sumienia i sytuacja

z Martyną nie dawały mi żyć. Każdy moment mojego parszywego żywota starałem się zatopić w gorzale. Wszystkie koncerty kończyły się tak samo - koka, alkohol i hazard. Kasyno stało się moim drugim domem, a gorzała pokarmem. Pewnego dnia po powrocie do domu, okazało się że jest pusty, kobieta zwana kiedyś żoną zabrała dzieci i wyniosła się do matki. Wzburzony rzuciłem ramką z rodzinną fotografią

o ścianę, kiedy zadzwonił telefon. Na wyświetlaczu pojawiło się imię naszego managera. Czego ten znowu chce pomyślałem:

- Czego? - Mati? - Czego, z tego co wiem dzisiaj nie gramy? - Mateusz dzwonię by ci przekazać, że już razem nie zagramy. Nie gniewaj się ale nasze drogi od jakiegoś czasu się rozmijają. - Ty chyba żartujesz? Kurwa, powiedz, że to jakiś głupi żart, że mnie wkręcacie! Dobre… prawie wam się udało! - Nie Mati to nie żart, jak się ogarniesz będziesz mógł wrócić, ale teraz nie! W gazetach już piszą, że masz długi u mafii, że całą kasę przepuszczasz w kasynach i... że jesteś zamieszany w tę sprawę z Kwiatkowskim mimo, że nie mają dowodów. Zrozum mnie, ale wytwórnia chce się wymiksować z kontraktu ze względów wizerunkowych. - A od kiedy do kurwy nas interesuje wizerunek? Jesteśmy chyba kapelą rockową, palancie! - Wybacz … - Pierdol się ciulu – wycedziłem do słuchawki ale nikt już tego nie słyszał.

Usiadłem na kanapie z kolejną butelką w ręku i piłem tak długo, aż straciłem kontakt z rzeczywistością. Gdy obudziłem się z alkoholowego amoku zdałem sobie sprawę, że Martyna doprowadziła swój plan do końca. Byłem skończony i byłem nikim, a kobieta, którą tak namiętnie kochałem zepchnęła mnie na samo dno. Jej zemsta wypełniła się tak jak sobie zaplanowała. Odebrała mi wszystko, dzieci bez których nie potrafiłem żyć i muzykę bez której nie mogłem oddychać. List, który dostała Martyna mogła napisać tylko jedna osoba - Iwona, tylko ona nie mogła znieść jej w moim otoczeniu, a pytanie czy zrobiła to przed czy po naszym rozstaniu nie miało już kompletnie żadnego znaczenia. Ona też dokonała swojej zemsty, choć pewnie po latach nawet nie ma pojęcia ile tym listem wyrządziła krzywdy nie tylko mi

i Martynie, ale wielu innym osobom, które przewinęły się przez nasze życia. Po raz kolejny okazało się, że miłość i nienawiść nie są od siebie wcale tak odległe, a w każdym z nas tkwi mroczna druga strona duszy.

Zbierało się na deszcz…

-KONIEC-

9 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page